Commodore Amiga,  Gry,  Software

Jeszcze nie e-sport, ale czy jeszcze sport…?

Równonoc jesienna, NASA

No i mamy jesień, dokładnie 23 września o godzinie 3:04 Słońce stanęło w zenicie nad Równikiem i rozpoczęło swą drogę w kierunku Zwrotnika Koziorożca. Noc zrównała się z dniem, który staje teraz coraz krótszy. Ale za to dostajemy dłuższe wieczory, które sprzyjają dobrej lekturze, albo dają nam po prostu czas na rzeczy, na które podczas letnich aktywności nie starczało go zwykle. W przyrodzie lato spokojnie rozmawia z jesienią ustalając jakimi kolorami pomalować drzewa, krzewy i pola. Piękne zachody Słońca dodają tym rozważaniom uroku. Wiele osób jednak nie lubi jesieni. Dla mnie to czas zwolnienia, wspaniałych owoców, grzybów, no i niesamowitych kolorów w przyrodzie, przyprawionych specyficznym jesiennym zapachem o nutach dymu i liści. Pamiętam z dzieciństwa tworzenie ludzików z żołędzi i kasztanów, które następnie zapełniały parapety oraz zbierane liści, które lądowały w grubych książkach rodziców, a następnie trafiały do zielników lub do obowiązkowych o tej porze roku prac plastycznych “o jesieni”. Tu jak zawsze pomagała pomysłowość karmiona kanonem prac, którego wspólnym mianownikiem był podtemat: “w oczach dziecka”. O co chodzi? Już wyjaśniam. 🙂 Posiadając pracę “Sport…w oczach dziecka” z jadącym wyciętym z gazety kolarzem na tle narysowanej drogi ze szpalerem zielonych drzew, wystarczyło wkleić kolaż z ususzonych liści wzdłuż drogi, na której nasz kolarz przez “rz” przez całe wakacje ciężko pedałował zadowolony z oceny bdb, którą szanowna jednoosobowa komisja sztuki w postaci nauczyciela plastyki mu przydzieliła. Taki zabieg powodował, że wspomniany kolaż przez “ż” zmieniał dzieło w “Jesień…w oczach dziecka”. 😉 Powstawało wtedy jednak dzieło o bardziej kompaktowym formacie, gdyż z konieczności sygnatura oceny jakości dzieła w postaci widocznego w rogu “bdb” musiała być usunięta. 😉 Dziełu temu jednak daleko było do obrazów Józefa Chełmońskiego, ale na potrzeby “plastyki” było całkiem nieźle. 😉 Czasem nawet przy bardzo uniwersalnej pracy, taka zmiana tematu udawała się wielokrotnie, nota bene ten kolarz został przyklejony na pracy o temacie: “Wieś…w oczach dziecka”. 😉 Do dzisiaj zachodzę w głowę, czy nasz nauczyciel wiedział o metamorfozach prac, które mu przynosiliśmy. Wydaje mi się, że tak, bo z czasem oceny były coraz niższe bdb-, db+, aż do db.

Droga w lesie – Józef Chełmoński

Wtedy dalszy rozwój prac opartych na tej konkretnej wersji engine’u: “…w oczach dziecka” musiał być zatrzymany i trzeba było wymyślać go na nowo i to w na tyle uniwersalnej formie, aby sprostał kolejnym wyzwaniom w postaci: pór roku, olimpiad i innych tego typu wydarzeń, które koniecznie musiały być przelane na papier oddający artystyczną wizję i świeżą percepcję rzeczonych “młodocianych oczu”. 😉 Na szczęście to: “w oczach dziecka” dawało dużą swobodę twórczą. Pamiętam koszmarek, który przyniósł mój kolega, namalowany chyba na 5 minut przed lekcją i to dwoma kredkami, bo jedną nadgryzioną do połowy miał w piórniku, a drugą pożyczył. 😉 Na pytanie: – “co to jest?” padła miażdżąca odpowiedź: -“to jest… <wpisać można tu dowolny temat>… ale w oczach dziecka”. Wtedy nasz nauczyciel unosząc do góry brwi ale jednocześnie uznając swobodę twórczą i odmienną od dorosłych percepcję u dzieci, chcąc nie chcąc przyznawał dst+ lub nawet db za :”oryginalność pracy niekoniecznie związanej z tematem”. 😉 Pamiętam jego minę, jak biedak wysłał mnie kiedyś do kiosku po dziennik “Sport”, a ja przyniosłem mu znacznie droższy, ale wg mnie ciekawszy, bo kolorowy i bogato ilustrowany magazyn “Sportowiec”, którego okładka od razu wpadła mi w oko. 🙂 Pewnie do dzisiaj ma do mnie uzasadniony uraz. 😉 Po latach, gdy zbliżał się termin naszego wesela, postanowiłem przeprowadzić casting dla najlepszego zespołu muzycznego i wodzireja, tak aby wśród rzeszy wybitnych zespołów wybrać ten, którego muzyka może rozgrzać do czerwoności gości weselnych. 😉 Pierwszy wykonawca, który się pojawił, miał według swoich zapewnień mieć wszystko w małym paluszku, ogarnąć całość jak to się teraz mówi “holistycznie”. Po kilku dniach zadzwonił i powiedział że z tego holistycznego podejścia zostało niewiele i może co najwyżej zagrać na skrzypcach w kościele. Trzeba było wrócić do tematu ponownie, wziąłem więc do ręki lokalną gazetę, gdzie ogłaszali się wykonawcy i zadzwoniłem pod pierwszy numer telefonu. Umówiliśmy się następnego dnia u mnie. Punktualnie o godz. 17:00 zadzwonił dzwonek domofonu. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi i w progu stanął nie kto inny jak mój nauczyciel plastyki! 🙂 Wtedy już wiedziałem, że niezależnie od stopnia muzykalności, jakim Bóg go obdarzył (włączając w to nawet pierwszy stopień tj. “wie kiedy grają” 😉 ), chcę aby grał na moim weselu! Za te wszystkie godziny spędzone przez lata nad pracami i koncepcjami ich metamorfoz, przyszedł czas, aby mój nauczyciel zrobił coś, co ja będę mógł na końcu ocenić jako bdb, bdb-, db+… 😉 . Z zaprezentowanych filmów wynikało jednak, że z muzykalnością jest całkiem nieźle: dziewczyny rzucają stanikami na scenę, a wpadających na nią widzów musi powstrzymywać ochrona. 😉 Zostało ustalenie kanonu muzycznego. Trochę krzywiliśmy się na propozycje w stylu modnego wtedy hitu: “Wszyscy Polacy”, ale ostatecznie pamiętając jaką swobodę artystyczną w ramach “w oczach dziecka” nasz nauczyciel dawał nam, postanowiłem również mu ją dać, co zaowocowało świetną i różnorodną muzyką pod każdy gust, a początkowo kwestionowany przeze mnie “taniec z rurą…od odkurzacza” okazał się być kulminacją popisów tanecznych gości na parkiecie. 😉 Mój nauczyciel świetnie poprowadził imprezę i nie dał po sobie znać, iż pomiędzy nami może tkwić jakakolwiek “sportowo-gazetowa” zadra z przeszłości. 😉 Nie widzieliśmy się już niestety od tego czasu i mam nadzieję, że wszystko u niego dobrze się układa i nadal pasjonuje się sportem. 🙂 Serdecznie go pozdrawiam! 🙂

Jeżeli o sporcie już mówimy to ostatnio mieliśmy istny wysyp wydarzeń związanych z tenisem. Zaczynając od naszej tenisistki Igi świątek i jej niesamowitego popisu na kortach Roland Garros i US Open, poprzez zapowiedziane zakończenie kariery przez Serenę Williams, turniej Pekao Szczecin Open, (na którym miałem przyjemność być osobiście), aż po  bardzo emocjonalne zakończenie kariery przez Rogera Federera na turnieju Lever Cup, gdzie zarówno Roger jak i jego odwieczny przeciwnik Rafa Nadal uronili solidarnie łzy.

Harry Gem

Skąd wziął się dzisiejszy tenis jako dyscyplina sportu? Korzeni gry można poszukiwać już w świecie antycznym, następnie gra podobna do tenisa, rozgrywana w pomieszczeniu z przewieszoną siatką stała się popularna we  Francji i później trafiła do Anglii. Gra ta nazywana była prawdziwym tenisem albo tenisem królewskim, ze względu na popularność na dworach królewskich. Początkowo grano ręką (arabskie rakhat – dłoń), a następnie zaczęto używać drewnianych rakiet początkowo z naciągiem pergaminowym, a następnie jelitowym. W wiekach XVII i XVIII w związku z wojną domową w Anglii i rewolucją we Francji gra popadła w niełaskę. Dopiero w 1859 roku Anglik Harry Gem i jego hiszpański przyjaciel Augurio Parera opracowali grę zbliżoną do dzisiejszego tenisa ziemnego bazującą po części na baskijskiej grze “pelota” (gdzie jednak odbijało się piłkę o ścianę). Pierwsze pojedynki rozegrane zostały na trawniku przeznaczonym do gry w krykieta w posiadłości Gema w Birmigham (8 Ampton Rd, Edgbaston).

8 Ampton Rd, Edgbaston, by JimmyGuano at English Wikipedia, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Na przełomie 1873 i 1874r. obaj panowie przenieśli się do miejscowości Leamington Spa gdzie założyli wspólnie z dwoma lekarzami z lokalnego szpitala: Frederic’iem Haynesem i Arthurem Tomkinsem Leamington Club, którego celem była gra w nowo powstałą dyscyplinę sportową. Pod koniec 1874 roku nazwa klubu została zmieniona na: Leamington Lawn Tennis Club i stał się on pierwszym klubem tenisa ziemnego na świecie. Miejscem rozgrywek były trawniki wokół Manors House Hotel, znajdującego się niedaleko domu Parery przy Avenue Road w Leamington.

Walter Clopton Wingfield

W tym samym czasie inny Anglik, major Walter Clopton Wingfield testował bardzo podobną grę i opatentował w 1974r. jej zasady (The New and Improved Court for Playing the Ancient Game of Tennis) nazywając ją sphairistikè (gr. “granie w piłkę”) lub tenisem ziemnym. Sama nazwa tenis pochodzi od słowa francuskiego tenez! (trzymaj!) używanego jako zawołanie w tenisie królewskim, z którego wiele określeń także zostało zapożyczonych, między innymi: “duece” oznaczający równowagę (fr. à deux le jeu – gra dla obu), sposób liczenia punktów 15, 30, 45 (później 40), oraz prawdopodobnie słowo: “love” oznaczające zero punktów (fr. l’œuf – jajko). Mając szerokie kontakty Wingfield rozpropagował grę i położył fundamenty pod dzisiejszego tenisa. W 1877 roku All England Lawn Tennis and Croquet Club zorganizował mistrzostwa tenisowe w Wimbledonie i objął pieczę nad standaryzacją zasad tenisa. W ten sposób powstał pierwszy z czterech turniejów wielkoszlemowych. Drugim w kolejności stał się US Open rozegrany w Nowym Jorku w 1881 roku. Trzecim turniejem wielkoszlemowym stały się rozegrane w roku 1891 Mistrzostwa Francji nazwane potem turniejem Roland Garros. Do tego zaszczytnego grona w 1905 roku jako ostatni dołączył rozgrywany w Melbourne: Australian Open. Wkrótce tenis stał się dyscypliną olimpijską i sportem masowym.

Co to wszystko ma wspólnego z retrokomputerami? Otóż okazuje się, że tenis był jedną z najczęściej przenoszonych w realia komputerowe gier sportowych. Pokażemy to na przykładzie komputera 16-bitowego Commodore Amiga. Zanim jednak przejdziemy do tego tematu tradycyjnie szybki serwis informacyjny ogrodowo-przyrodniczy. 🙂 W ogrodzie, powoli czerwienią się liście na klonie, dojrzały owoce derenia kousa, a kwiaty hortensji bukietowych nabrały dojrzałej czerwonej barwy. Kosy od czasu do czasu przemierzają trawnik w poszukiwaniu robaków, a ogromne zainteresowanie wśród skrzydlatej gawiedzi wzbudza niedawno wybudowany przez sąsiada dom. 🙂 Pies zażywa natomiast kąpieli w jeszcze ciepłych promieniach wczesnojesiennego słońca.

Na niebie coraz częściej widać klucze dzikich gęsi podążających na zachód, co ponoć ma wskazywać na rychłe nadejście zimy. 😉

W ogrodzie pojawił się dzisiaj mały jeżyk, posilający się na trawniku wyrośniętymi dżdżownicami i wywołujący konsternację u psa z rodzaju: “lać czy wiać”… 😉 Ostatecznie pies został chwilowo zamknięty, aby jeżyk mógł spokojnie dokończyć posiłku. 🙂

Tyle wieści z ogrodu, szykujcie zatem aromatyczną kawę i ciepły koc, bo temperatury w swych stanach wysokich operują już tylko na poziomie 15ºC. Gotowi? To zaczynamy! 🙂

***

Automat Pong, by Chris Rand, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Od czasów wypuszczenia w 1972 roku przez Atari automatu do gier Pong nawiązującego do tenisa stołowego, temat gier sportowych pojawiał się regularnie na wielu platformach od automatów począwszy poprzez komputery domowe na konsolach do gier i platformach mobilnych (tablety, telefony) zakończywszy. Co jest takiego w grach sportowych, że cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem? Przypomina mi się tu pewna reguła z mojego dzieciństwa. Pamiętacie co robiliśmy jak był kolarski “Wyścig Pokoju? 🙂 Tak, dokładnie, część z nas przyklejała nazwiska kolarzy albo flagi na kapsle i grała nimi na murkach i  chodnikach. Inna grupa dosiadała swoich Wigry 3 i pedałowała zawzięcie przez drogi i pola odgrywając sceny z prawdziwego wyścigu. 🙂 Jak był mundial to wszyscy stawaliśmy się piłkarzami (wtedy o koszulkach z nazwiskami znanych zawodników można było raczej zapomnieć), nierzadko były też organizowane mini-mundiale podwórkowe, gdzie po zgłoszeniu drużyny stać się można było Anglią, Niemcami, Hiszpanią itd. Pamiętam to dobrze, bo nawet na takim turnieju grając na obronie strzeliłem jedyną bramkę w meczu mojej drużyny. Oczywiście strzał oddany był do bramki przeciwnika, a nie naszej. 😉 Wszystkie te wysiłki podyktowane były marzeniami, że może kiedyś ktoś z nas będzie taki, jak ci niedoścignieni, podziwiani przez nas herosi sportu. 🙂 Próba przeniesienia zawodów sportowych do komputera wyzwalała podobne emocje, a jeszcze dodatkowo pozwalała stać się podziwianym zawodnikiem na co prawda wirtualnych, ale jakże “poważnych” zawodach. Gry powstawały różne, czasem były to całe konglomeraty dyscyplin związane albo z olimpiadą letnią albo zimową. Niestety tego typu gry narażały na szwank nasze joystick’i gdyż machanie drążkiem w prawą i lewo z prędkością soniczną doprowadzało do powstania z naszego joystick’a dwóch urządzeń połączonych kabelkami przycisku fire, przy czym jedno zawierało tylko przyssawki, a drugie rękojeść. 😉 Decathlon Atari2600Z tego powodu gry typu Winter Games czy Decathon nie były moimi ulubionymi grami sportowymi, chociaż przyznam, że emocje towarzyszące np. sprintowi, gdy rywalizowaliśmy z kolegą w nadziei, że przyssawki się nie oderwą, a joystick pozostanie cały, były ogromne. 🙂 Preferowałem raczej gry bez brutalnego traktowania joystick’a, gdzie ponad odciski na dłoniach stawiana była precyzja i opanowanie. Do tej grupy zaliczały się wszelkiego rodzaju piłki nożne, koszykówka, bilard i tenis. Jeżeli chodzi o ten ostatni to analizując ilość gier tego typu, które powstały dla Commodore Amiga byłem zaskoczony ich ilością. Przedstawię Wam je zatem w kolejności w jakiej ukazywały się na rynku i na koniec powiem, która była moją ulubioną. Z technicznych nowinek to od kilku już wpisów klikając na zdjęciach możecie zobaczyć ich powiększoną wersję, a potem wystarczy nacisnąć przycisk “wstecz” w przeglądarce, aby wrócić do artykułu, zachęcam do korzystania z tej możliwości. 🙂

1986

Rok przed premierą Amigi 500, w czasie gdy na rynku dostępna była tylko Amiga 1000, pojawiła się pierwsza gra na tę platformę, której tematem przewodnim był tenis. Chodzi tu o Grand Slam wydany przez Infinity Software na platformę Macintosh i Amigę, Autorem amigowej wersji był Michael. A Sokolewicz z Kinetic Consultants. Grafika jest na przyzwoitym poziomie, ale daleko jej jeszcze do tego, do czego przywykliśmy na platformie Commodore Amiga. Gra się całkiem nieźle, ale jak to określono w jednej z recenzji, ta gra to diament, ale do jego oszlifowanej wersji jeszcze daleko. 🙂 Możemy tu wziąć udział w czterech turniejach wielkoszlemowych, co z resztą sugeruje sam tytuł gry. Widać tu także konwersję z Mac’a pod względem ilości kolorów, gdyż Macintosh w tamtym czasie dysponował grafiką monochromatyczną (1 bitową).

1989

W tym roku pojawiło się kilka istotnych pozycji związanych z tenisem. Zacznijmy od Tennis Cup wydanego przez francuskiego producenta firmę Loriciel. Autorem gry jest będący później także jednym z autorów gry Flashback: Benoist Aron. W grze od razu uderza genialne intro z animowanymi, biegnącymi postaciami zawodników. Widać tu, że programiści byli już świadomi możliwości jakie dawała Amiga i to zarówno w kwestii grafiki, jak i dźwięku. Bardzo interesujący, bo wspierający grę dwuosobową jest podział ekranu na dwie części. Jest to jednak także element gry jednoosobowej i trzeba się do tego rozwiązania przyzwyczaić. Grafika jest bardzo dobrze narysowana, gra się dobrze i na pewno jest to dopracowany produkt, co stanie się wkrótce cechą wspólną francuskich gier wydawanych w latach 90-tych (Future Wars, Another World, Flashback).

W tym samym roku pojawił się także Pro Tennis Tour, największy konkurent Tennis Cup, opracowany przez niemieckie studio BlueByte i wydany przez francuskiego wydawcę UbiSoft. Tu także możemy zakosztować najsłynniejszych kortów świata.  Gra się bardzo przyjemnie, ruchy zawodników są bardzo dobrze animowane, odbicia piłki realistyczne, widać że autorzy: Lothar Schmitt, Uwe Maier i Haiko Ruttmann przywiązywali dużą wagę do detali. Oczywiście możliwa jest zarówno rozgrywka dla jednego gracza jak i dwóch osób.

Obie gry są dopracowane, widać tu poruszające się w ślad za piłką głowy sędziów i chłopców od podawania piłek. Słychać okrzyki sędziów liniowych, wyświetlana jest punktacja tak jak podczas transmisji telewizyjnej. Obie gry bardzo dobrze oddają atmosferę pojedynków tenisowych.

1990

W tym przełomowym dla wielu krajów Europy Środkowej roku pojawiły się dwie gry traktujące temat rozgrywek tenisowych odmiennie, niż to co powstało do tej pory. Pierwszą grą był Adidas Championship Tie-break niemieckiego studia Starbyte, wydany przez Ocean. W grze tej zastosowano widok z góry z przesuwanym polem gry, czyli coś podobnego, do czego mieliśmy do czynienia np. w wydanej później grze Sensible Soccer, z tą różnicą, że tu widok jest dokładnie pod kątem 90º w stosunku do płaszczyzny kortu. Gra się inaczej, z jednej strony łatwiej ocenić kąt padania piłki, z drugiej strony do takiego widoku trzeba się przyzwyczaić. Trochę przypomina to powrót do korzeni, czyli rozgrywki w grze Pong, jednak zastosowane przesuwanie ekranu nie jest tu najlepszym pomysłem gdyż trochę dezorientuje w przestrzeni i tak naprawdę lepiej byłoby chyba pomniejszyć widok kortu, tak aby zmieścił się na ekranie w całości.

Znacznie dalej poszło studio Sensible Software (późnej znane z hitów Sensible Soccer, Cannon Fodder), której International 3D Tennis, przeszedł w pełni na widok 3D. W tamtych czasach grafika 3D z racji braku wsparcia sprzętowego była w powijakach i w porównaniu z grafiką 2D lub 2.5D (grafika z rzutem izometrycznym lub innym układem aksonometrii, czyli odwzorowania równoległego przestrzeni na płaszczyźnie) wyglądała dosyć surowo. Ale trend był wyraźny, powstające dema wykorzystywały już grafikę 3D, więc nie mogło jej zabraknąć w grach, także sportowych. Odważna i pionierska decyzja zaowocowała w pełni trójwymiarową grafiką. Kort możemy dowolnie obracać, ale z racji wydajności obliczeń 3D, nie należy się spodziewać ani rozbudowanej ani specjalnie szybkiej grafiki. Pomimo tego pamiętam, jak bardzo dobrze odbierane były gry z grafiką 3D. Wiadomo było, że ilość operacji matematycznych związanych z jej generowaniem jest spora i tym bardziej tego typu gry przyciągały uwagę. Temat braku wsparcia sprzętowego grafiki 3D tak naprawdę pośrednio doprowadził do zmierzchu Commodore Amiga jako komputera domowego.

Trzecią grą, która pojawiła się w roku 1990 jest Pro Tennis Simulator autorstwa jednego z najstarszych brytyjskich i działających do dziś producentów, a mianowicie Codemasters, które znane jest m.in. z serii Dizzy i dzisiejszych produkcji konsolowych takich jak np. F1 2021.  W Pro Tennis Simulator mamy do dyspozycji grę pojedynczą lub dla dwóch graczy. Nazwa ‘Simulator’ jest tu jednak bardzo na wyrost, a przedrostek ‘Pro’ jest na zachętę podobnie, jak puchar w doskonałej komedii Barei pt. “Miś”. 😉 Gra ta może się spodobać jednak młodszym fanom tenisa, których to liczba określająca wiek składa się tylko z jednej cyfry. 🙂  Przy takiej ilości “poważnych” pozycji tenisowych na rynku jest to pewnego rodzaju odskocznia. Gra jest prosta, a animacja postaci trochę przypomina produkcję 8-bitowe. No cóż nie zawsze tenis musi być traktowany na poważnie i czasem można podejść do tematu luźniej. 🙂

1991

W tym roku znana z tytułu Nort&South kolejna francuska firma Infogrames wypuszcza swoją wersję tenisa, a mianowice Advantage Tennis. Co ciekawe firma Infogrames istnieje do dziś pod marką Atari, której stała się właścicielem. Po drodze dokonała wielu przejęć m.in stała się właścicielem tak znanych marek jak brytyjski Ocean i Gremlin Interactive, czy amerykańskie Accolade, a poprzez przejęcie Hasbro Interactive stała się właścicielem m.in. marki Microprose znanej z doskonałych gier Sida Meiera jak chociażby Civilization. Wracając do gry widać tu od razu coś do czego Infogrames nas przyzwyczaiło, a mianowicie doskonałą oprawę graficzną, szczególnie widoczną w statycznych ekranach poprzedzających rozgrywkę. Możemy tu rozgrywać zarówno sezon jak i zagrać wybrane mecze na wielu światowych kortach. Można też zobaczyć pięknie narysowane drabinki turniejowe. Wszystko wygląda naprawdę dobrze, ale jak się gra? Ruchy postaci są bardzo dobrze animowane, podczas gry kamera wykonuje ruch niejako podążając za graczem, jest to jednak na tyle wyważone, że nie przeszkadza w samej grze. Mamy tu wrażenie połączenia grafiki 2.5D i 3D. Ale tych nóg nie odpuszczę. 😉 Dlaczego to takie patyki? Wystarczyło dodać 1 lub 2 piksele do ich grubości. 🙂 No ale nie narzekajmy, na pewno był ku temu powód, bo Infogrames znane jest z dopracowanej grafiki i być może przy skomplikowanych ruchach nóg, dochodziłoby do zlania się ich w jeden blok, co nie służyłoby dobrze animacji. Na pewno jest to wyróżniający się tytuł i debiut Infogrames w tym gronie wypada bardzo dobrze.

Drugim tytułem który pojawił się w 1991 roku jest Pro Tennis Tour 2 niemieckiego studia BlueByte i wydany przez UbiSoft. Trochę zaskakuje tu dziwny ekran opcji dający wrażenie jakby był wstawiony tymczasowo. Ale sama rozgrywka wygląda już bardzo dobrze, gra się przyjemnie, postaci są pięknie narysowane i animowane (widać mięśnie na nogach 😉 ). Dobra samplowana oprawa dźwiękowa dodatkowo podnosi wrażenia z gry. Kort jest statyczny co pozwala dobrze zorientować się w kierunku lotu piłki i pozycji gracza. Mamy tu do czynienia zarówno z męskim jak i damskim tenisem. Gdyby nie ten nieszczęsny ekran opcji byłoby bardzo dobrze. No cóż, sequele mają coś takiego, że konkurując z wielkim poprzednikiem czasem idą na skróty i nie są w stanie sprostać wielkim oczekiwaniom jakie w sequelu znanego tytułu pokładają gracze.

1992

W tym roku pojawiają się aż trzy produkcje, których tematem jest tenis. Pierwszą z nich jest Tennis Cup 2 francuskiego studia Loriciel. Poprawiono tu przede wszystkim grę w ten sposób, że podział ekranu występuję tylko w grze dwuosobowej, a w przypadku jednego gracza widzimy już pojedynczy ekran. Dobra grafika, oprawa dźwiękowa, doskonała muzyka Michela Winogradoffa, animacja i klaszcząca publiczność wpływają bardzo pozytywnie na atmosferę gry. Widać, że doskonale wykorzystano możliwości jakie oferowała w tamtym czasie Amiga.  Sequel Tennis Cup wydaje się być lepszy i bardziej dopracowany niż protoplasta, warto więc sięgnąć właśnie po drugą część tej gry

Drugim tytułem wypuszczonym na rynek w 1992 roku jest International Tennis brytyjskiego studia Zeppelin Games,  znanego m.in. z doskonałej strzelanki Zybex. Autorami International Tennis są Adrew Richards i Neil Hislop. Jest to bardzo solidna adaptacja gry tenisowej, do wyboru mamy trzy rodzaje nawierzchni, a mianowicie w kolejności od najszybszej (gdzie piłka po koźle traci najmniej ze swej prędkości): korty trawiaste, nawierzchnię sztuczną i mączkę. Możemy także rozegrać grę deblową, a nawet miksta, czyli debla mieszanego (pary damsko-męskie). Dodatkowo w trybie dwuosobowym, możemy grać przeciwko sobie albo w jednej drużynie deblowej. Bardzo interesujący pomysł i do tego dobrze zaimplementowany. Gra się bardzo przyjemnie, dobra grafika i animacja dodatkowo wpływa na odczucia w trakcie gry, a samplowane okrzyki sędziego są już standardem w tego typu grach. Na pewno jest to tytuł wart zainteresowania, szczególnie gdy chcemy zagrać w dwie osoby będąc w jednej deblowej drużynie.

Trzecim tytułem jest 3D World Tennis włoskiego studia Simulmondo napisany przez 3 programistów: Dario Elyasyego, Mario Savoię i Stefano Balzaniego. Mamy tu do dyspozycji tryb kariery, możemy stworzyć zawodnika i podążać ścieżką wyznaczoną przez kalendarz imprez. Grafika jest bardzo dobra, ekrany turniejów i drabinki prezentują się także dobrze. Postaci w grze są duże, dobrze animowane, jednak gra się trochę dziwnie. Może spowodowane jest to przesuwającym się ekranem. Mamy tu także kilka opcji widoku, więc można go dostosować do upodobań. Całkiem solidny tenis, na pewno gra ciekawa, ale tak jak wspomniałem tryb rozgrywki nie każdemu musi przypaść do gustu. Co ciekawe bolońskie Simulmondo przez lata swojej działalności wypuściło około 130 tytułów, a wiele z nich było właśnie grami sportowymi i w wielu tytułach pojawiał się przedrostek ‘3D’.

1995

Po kilku latach przerwy i nasyceniu rynku produkcjami związanymi z tenisem, a także rok po bankructwie Commodore pojawiają się dwa tytuły. Pierwszy z nich to Tennis Champs studia Mental Software. Jest to prosty tenis gdzie rozegrać możemy jeden turniej. Grafika utrzymana jest w konwencji filmu animowanego i pomimo pewnych uproszczeń gra się całkiem nieźle. Na pewno z racji grafiki tytuł może spodobać się młodszym fanom tenisa, a jeżeli chcemy tylko poodbijać piłkę przez siatkę ten tytuł w zupełności wystarcza. 🙂

Drugą bardzo ciekawą grą z 1995 roku jest Center Court niemieckiego studia Blitzware, wydany przez Acid Software. Posiadając ciekawą oprawę graficzną i porządną rozgrywkę wyróżnia się na tle innych produkcji. Gra się dobrze, jest to jedna z najszybszych rozgrywek tenisowych jakie pojawiły się na Amidze.

Co ciekawe w latach 1996/97 autor Gernot Fritsche pracował nad kolejną grą, która odzyskana z uszkodzonego dysku ujrzała światło dzienne dopiero w 2016 roku. Gra jest ulepszoną wersją Center Court z grafiką wykorzystującą już chipset AGA z Amigi 1200. Jest to ostatnia produkcja związana z Amigą poruszająca temat tenisa. W sumie wyszło ich czternaście. Która z nich była moją ulubioną? Dla mnie był to Pro Tennis Tour. Pamiętam godziny spędzone na wirtualnych rozgrywkach. Być może dzięki tej grze zainteresowałem się tenisem i sam zacząłem w niego grać, a także pasjonować się rozgrywkami tenisowymi.

Bohdan Tomaszewski, fot. Paweł Zienowicz Sp5uhe, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Warto tu także wspomnieć, że z moim rodzinnym miastem związany jest Bohdan Tomaszewski, przedwojenny tenisowy mistrz Polski juniorów, który w latach 1945-1948 kontynuował karierę sportową w SKT Szczecin, a w 1946 roku rozpoczął pracę dziennikarską w “Kurierze Szczecińskim”. Kilka lat temu w Kazimierzu miałem zaszczyt poznać syna P. Bohdana – Krzysztofa Logana Tomaszewskiego, pisarza, scenarzysty i autora tekstów m.in. wielkiego hitu Ireny Santor: “Już nie ma dzikich plaż”. Wspominał on lata spędzone w Szczecinie i rodzinny dom na ulicy Traugutta, niedaleko kortów, na których rozgrywany jest wspomniany wcześniej turniej Szczecin Pekao Open. Co ciekawe p.Krzysztof jest wnukiem Aleksandra Leszczyńskiego dyrektora zarządzającego GAL’u (Gdynia-America Line), przedwojennego armatora słynnych polskich transatlantyków, o których pisał w swoich książkach niezapomniany Karol Borchardt. Pamiętam, długą dyskusję z p. Krzysztofem na temat stoczni Monfalcone i statków GAL’u, a także zaskoczenie p.Krzysztofa, iż w Kazimierzu przypadkowo spotkał osobę, która wie coś na temat jego dziadka i spuścizny którą pozostawił… 🙂

Sensible Soccer

Kończąc dodam jeszcze jedną istotną cechę komputerowych gier sportowych. W większości przypadków pozawalały one na grę multiplayer. Zazwyczaj było to dwóch graczy siedzących obok siebie krzesło w krzesło, co było czasem ryzykowne, bo walka z ekranu mogła przerodzić się w “przyjacielskie” kuksańce wypalane koledze, który akurat wygrał. 😉 Popularność sportowych gier z czasów retro szczególnie widać w przypadku genialnego “Sensible  World of Soccer”, gdzie nadal rozgrywane są turnieje (swos.pl, www.sensiblesoccer.de). Dzisiejsze gry sportowe są bardzo realistyczne, jednak nie zawsze idzie za tym grywalność, coś co w przypadku uproszczonych graficznie gier sprzed lat, było warunkiem koniecznym dla sukcesu danego tytułu. Dlatego warto czasem wrócić do starych sprawdzonych gier i zobaczyć czy nadal będą nas pociągały. W wielu przypadkach możecie być pozytywnie zaskoczeni. Ostatnio znajomy zapytał mnie, czy gdybym zagrał teraz w grę, w którą nie grałem będąc nastolatkiem (czyli odrzucamy element sentymentalny), to czy wywoła ona takie same doznania jak w przypadku znanych mi tytułów. Znam już odpowiedź na to pytanie, ponieważ ostatnio ukończyłem świetną grę Flashback na Commodore Amiga, z którą się wcześniej nie zetknąłem. Rzeczywiście odczucia były inne, przeważała ciekawość, ponieważ wspomnień z tym tytułem nie miałem. Trochę inne doznania, ale absolutnie nie zmniejszające przyjemności grania w grę o świetnym scenariuszu i doskonałej jak na tamte czasy grafice. To były nierzadko gry, które wyznaczały kierunki rozwoju branży na następne lata i niczego nie powielały. Pełno w nich było świeżych pomysłów i tworzone były przez niewielkie zespoły, często składające się tylko z kilku osób. Dzisiaj nad grami pracują wielkie zespoły ludzkie, a nierzadko zatrudniani są aktorzy użyczający swojego głosu lub wyglądu. Budżety idą w miliony, a jakość można zawsze poprawić w postaci wypuszczenia kolejnej aktualizacji. Kiedyś takiej możliwości nie było i wszystko musiało być dopracowane i przetestowane. 🙂

***

Kończąc życzę Wam udanego tygodnia, dobrej pogody i trochę zwolnienia, tak abyście mogli wrócić, do rzeczy, które sprawiały Wam kiedyś przyjemność, a z racji braku czasu zostały porzucone. Coraz dłuższe jesienne wieczory są doskonałym na to czasem. Na koniec krótka informacja ponieważ z racji choroby autora jeden wpis wyleciał nam z kalendarza to zrekompensowane to zostanie w okresie świątecznym dodatkowym wpisem w myśl zasady: “co się odwlecze, to nie uciecze”. 🙂 Trzymajcie się ciepło, a na jesienne szarości zdecydowanie najlepsze jest ciasto drożdżowe ze śliwkami! 🙂



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.