Rejs Niepodległości pod znakiem C64…
Druga połowa listopada, okres szaleństw zakupowych wspieranych przez czarny piątek, który rozrósł się już nam do rozmiarów tygodnia. W sklepach pojawiają się świąteczne dekoracje i tylko patrzeć jak z rykiem ruszą z głośników w centrach handlowych bożonarodzeniowe piosenki i kolędy. Za nami także Święto Niepodległości, jedno z najważniejszych świąt państwowych w Polsce. Święto to jako święto państwowe ustanowione zostało 23 kwietnia 1937 roku, a następnie zniesione 22 lipca 1945r. i przywrócone do łask dopiero w roku 1989. Święto Niepodległości jest ściśle związane z zakończeniem 11 listopada 1918 roku I Wojny Światowej i momentem odzyskania przez Polskę po 123 latach niepodległości (jak doszło do tego, że ją utraciliśmy opisywałem w tegorocznym majowym wpisie). W 1918 roku wolność napotkała Polskę podzieloną gospodarczo, politycznie a nawet językowo. Jednak radość z odzyskania niepodległości zdawała się przyćmiewać wszystkie te problemy i nastrój jaki wtedy panował najlepiej opisał Jędrzej Moraczewski, jeden z przywódców PPS:
Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma „ich”. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami sobą rządzili. (…) Cztery pokolenia nadaremno na tę chwilę czekały, piąte doczekało. (…)
Nastał niespełna 21-letni okres samostanowienia, po czym 1 września 1939 roku znowu zebrały się nad Polską ciemne chmury historii. Ponownie niepodległość i orła w koronie odzyskaliśmy dopiero po 50 latach, a mianowicie w roku 1989. Trwający od tego czasu już 34 letni okres wolności jest jednym z najlepszych okresów w dziejach Rzeczpospolitej, dlatego tym bardziej warto pamiętać o Święcie Niepodległości i ofiarach jakie za wolność ponosili nasi przodkowie, i dzięki którym tą wolnością możemy dzisiaj się cieszyć.
Wracając do 11 listopada, poprzedziły go następujące wydarzenia: 7 października 1918 roku Rada Regencyjna złożona z 3 członków: Prymasa Aleksandra Kakowskiego (który jeżeli wierzyć relacji mojej prababci był jej kuzynem 🙂 ), Zdzisława Lubomirskiego i Józefa Ostrowskiego opublikowała odezwę do narodu deklarując w niej niepodległość Polski na podstawie 14 punktów programu pokojowego prezydenta USA Thomasa Woodrowa Willsona:
- Porozumienia pokojowe będą jawnie zawierane, nie będzie już porozumień tajnych. Dyplomacja ma działać jawnie i publicznie.
- Całkowita wolność żeglugi na morzach, poza wodami terytorialnymi, zarówno w czasie pokoju, jak i w czasie wojny, poza przypadkami, kiedy morza te będą zamknięte całkowicie lub częściowo przez działania międzynarodowe, mające na celu wykonanie międzynarodowych porozumień.
- Zniesienie barier gospodarczych i ustalenie warunków handlu równych dla wszystkich narodów akceptujących pokój i stowarzyszonych dla jego utrzymania.
- Wzajemna wymiana wystarczających gwarancji, tak aby zbrojenia narodowe zostały zredukowane do minimum.
- Rozstrzygnięcie sporów kolonialnych w atmosferze swobodnej, otwartej i całkowicie bezstronnej, ale przestrzegając zasady, że interesy ludności zainteresowanej mają równą wagę co interesy Rządów.
- Ewakuacja wszystkich rosyjskich terytoriów i uregulowanie stosunków z Rosją, Rosja ma prawo do samookreślenia swojego ustroju politycznego.
- Belgia musi być ewakuowana i stać się w pełni suwerennym krajem.
- Terytorium francuskie zostanie uwolnione i odbudowane. Alzacja i Lotaryngia mają powrócić do Francji.
- Korekta granicy włoskiej, wzdłuż linii narodowościowej.
- Stworzenie możliwości autonomicznego rozwoju narodom Austro-Węgier.
- Rumunia, Serbia i Czarnogóra odzyskają utracone w czasie wojny terytoria, Serbii zostanie przyznany wolny dostęp do morza, stosunki między różnymi państwami bałkańskimi muszą być oparte na przyjacielskich porozumieniach, uwzględniających linie podziału wspólnot i narodowości.
- Ludności tureckiej Imperium Osmańskiego zapewniona zostanie suwerenność i bezpieczeństwo, innym narodom zamieszkującym Imperium przysługuje prawo do bezpieczeństwa i rozwoju, oraz autonomia. Dardanele zostaną otwarte dla okrętów i statków handlowych, zabezpieczone gwarancją międzynarodową.
- Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową.
- Stworzenie Ligi Narodów, której celem będzie zapewnienie gwarancji niepodległości politycznej oraz integralności terytorialnej wszystkich państw.
W kolejnym kroku 11 listopada Rada Regencyjna przekazała zwierzchnią władzę wojskową oraz naczelne dowództwo nad Wojskiem Polskim Józefowi Piłsudskiemu, który przybył do Warszawy 10 listopada:
Proces przekazywania władzy zakończony został listem do Józefa Piłsudskiego z 14 listopada potwierdzającym samorozwiązanie Rady Regencyjnej :
Ostatecznie 17 listopada 1918 roku został utworzony Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej nazywany też rządem Jędrzeja Moraczewskiego.
Rząd ten wprowadził powszechne prawo wyborcze (obejmujące również kobiety), ustanowił ośmiogodzinny dzień pracy, zalegalizował związki zawodowe i prawo do strajku. Wprowadził także inspekcję pracy oraz ubezpieczenia chorobowe, jednak pomysły związane z nacjonalizacją przemysłu i wywłaszczeniem wielkiej własności ziemskiej spotkały się z oporem ze strony ugrupowań prawicowych, co doprowadziło do niepokojów w kraju i ostatecznie do ustąpienia rządu 16 stycznia 1919 roku. Na dwa elementy planu Willsona warto zwrócić uwagę: wolność żeglugi i dostęp Polski do morza. Oba te elementy istnieją do dziś. Z pierwszym związane są dwa pojęcia ‘morze terytorialne’ i ‘wyłączna strefa ekonomiczna’. Większość państw przyjmuje, że ich morze terytorialne jest wyznaczone przez obszar 12 mil morskich od linii brzegowej. Przy okazji 1 mila morska [NM] odpowiada 1 minucie kątowej koła wielkiego Ziemi. Można ją łatwo wyliczyć dzieląc obwód Ziemi przez 360º a następnie przez 60 minut kątowych.
40.000 km / (360º * 60′) = 1,852 km
Morze terytorialne i morskie wody wewnętrzne wliczane są do obszaru danego Państwa. Dla przykładu powierzchnia Polski obejmuje 322 575 km². Składa się na to powierzchnia: obszaru lądowego – 311 888 km², obszaru morskich wód wewnętrznych – 2005 km² (np. Zalew Szczeciński) oraz morza terytorialnego – 8682 km². W pasie wód morza terytorialnego wszystkie statki, w tym pozostające w niehandlowej służbie państwowej, jak okręty i statki straży granicznej mogą korzystać z prawa nieszkodliwego przepływu (bez potrzeby uzyskania zezwolenia czy notyfikacji zgodnie z konwencją genewską o morzu terytorialnym i strefie przyległej oraz wyrokiem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Cieśniny Korfu z 1949 r.). Można się tu natomiast liczyć z kontrolą służb straży przybrzeżnej, jednak wpuszczenie na pokład jej oficerów leży całkowicie w gestii kapitana jednostki. W większości przypadków, zezwala się jednak na wejście na pokład i oferuje współpracę ze służbami straży przybrzeżnej. Dodatkowo wpływając w obszar obcych wód terytorialnych zasadą jest wywieszenie na prawym flagsztoku bandery państwa, którego gościem jest dana jednostka.
Co do wyłącznej strefy ekonomicznej jest ona obszarem międzynarodowym z pewnymi prawami zastrzeżonymi na rzecz państwa nadbrzeżnego jak wyłączne prawo eksploatacji zasobów żywych i nieożywionych, badań naukowych, ochrony środowiska i budowania sztucznych wysp, konstrukcji i instalacji. Obszar wyłącznej strefy ekonomicznej rozciąga się maksymalnie do 200 mil morskich od wybrzeża. Obszary te są często przedmiotem sporów pomiędzy państwami wymagających nierzadko interwencji organizacji międzynarodowych.
Wracając do drugiego istotnego elementu planu Willsona Polska otrzymała bardzo ograniczony dostęp do morza a mianowicie pas wybrzeża pomiędzy Dębkami a Gdynią. Dodatkowo rozwojowi naszej floty nie sprzyjał ogólny pogląd w społeczeństwie, że “Polska powinna mieć morza tyle, aby koń się w nim skąpał ale nie utopił”. Na szczęście dzięki wysiłkowi i determinacji wielu ludzi kochających morze i świadomych jego znaczenia dla odbudowującej się po zaborach Rzeczypospolitej udało się zbudować Gdynię, jeden z najnowocześniejszych portów w Europie, wykształcić kadry morskie, zbudować flotę handlową i marynarkę wojenną. O tym wysiłku można przeczytać we wspomnieniach Kpt. Mamerta Stankiewicza (tytułowego Znaczy Kapitana) pt. “Z floty carskiej do polskiej” lub w doskonałych książkach Kpt. Karola Olgierda Borchardta “Kolebka Nawigatorów”, “Krążownik spod Somosierry”, “Znaczy Kapitan” czy “Szaman Morski” opisujących zarówno przygody na żaglowcu szkoleniowym “Lwów” jak i polskich transatlantykach, których armatorem był GAL (Gdynia-America Line). Kilka lat temu w Kazimierzu Dolnym miałem zaszczyt poznać wnuka Aleksandra Leszczyńskiego (dyrektora zarządzającego GAL’u) a mianowicie Krzysztofa Logana Tomaszewskiego, pisarza, scenarzysty i autora tekstów m.in. wielkiego hitu Ireny Santor: “Już nie ma dzikich plaż”. Pamiętam do dziś długą dyskusję z p. Krzysztofem na temat stoczni Monfalcone i statków GAL’u, a także zaskoczenie p.Krzysztofa, że w Kazimierzu Dolnym przypadkowo spotkał osobę, która wie coś na temat jego dziadka i spuścizny jaką pozostawił… 🙂
Ostatnio postawiłem sobie pytanie – czy można polskie Święto Niepodległości, tradycje morskie i pasję związaną z retrokomputerami jakoś połączyć? Zadanie wydaje się z pozoru bardzo trudne, ale żeglarze muszą sobie radzić w każdej sytuacji i nie bez powodu jeden z morskich toastów brzmi: “Za tych co na lądzie, bo Ci na morzu sobie poradzą”. 😉 A zatem odpowiedź na to pytanie poznamy w dzisiejszym wpisie, ale zanim wypłyniemy w rejs, tradycyjnie szybka relacja z tego co dzieje się w przyrodzie i ogrodzie. Silne sztormowe wiatry strąciły resztki liści z drzew przystrajając trawnik kolorami złota i czerwieni. Pojawiły się przymrozki, których dolne zakresy sięgnęły sześciu stopni na minusie skali niejakiego Celsjusza. Tym bardziej ogromnym powodzeniem cieszy się ptasia stołówka, gdzie liczba jednocześnie ucztujących ptaków zbliża się już do czterdziestu. Wieść o darmowej jadłodajni rozeszła się tak szybko po okolicznych polach i lasach, że konieczność poszukiwania kolejnych 20 kg czarnego słonecznika i 100 kul tłuszczowych wydaje się nieunikniona. Pies natomiast widząc wczoraj rozpalony w domu kominek skorzystał z uchylonych na moment drzwi i wsunął się do domu, robiąc pokaz smutnych min i przytulając się do mojej nogi, abym tylko zgodził się na jego pozostanie. Spojrzałem na padający za oknem śnieg z deszczem i w czarne psie oczy, pogłaskałem po mokrym pysku i pies już wiedział, cały wieczór i noc przy ciepłym kominku zagwarantowane… 🙂
Czas zacząć przygotowania do rejsu, a że 11 listopada na Bałtyku to okres, jak to określiła nasza droga Załogantka Kamila, gdy “upał już zelżał” szykujcie ciepły koc i aromatyczną gorącą kawę z opcją dolewki bo rejs będzie długi. 🙂 Jak zawsze morskie opowieści opowiada się najlepiej przy kominku, dlatego jeżeli takowy macie to koniecznie rozpalcie. Gotowi? To wyruszamy w morze. 🙂
***
Przygotowania do rejsu Niepodległości rozpoczęły się dobrych kilka tygodni wcześniej. Na warsztat trafił Commodore C64, który z mechanicznie uszkodzonym portem joystick’a wymagał naprawy, przeglądu i konserwacji. Gniazdo joysticka udało mi się zakupić na Węgrzech i nie pozostawało nic innego jak czekać na przesyłkę. W międzyczasie C64 zostało rozebrane:
Po 10 dniach port joysticka dotarł i można było już przystąpić do jego wymiany:
Następnie obudowa komputera trafiła do retrowarsztatowej myjni:
Po czym przyszła kolej na czyszczenie klawiatury i pokrycie jej oraz obudowy Protectant’em Mat i złożenie komputera. Przy okazji podklejona została za pomocą kleju Tytan Professional Fix2 blaszka z logo C64, bo na morzu wszystko musi być zrobione jak mawiał Kpt. Mamert Stankiewicz – “Porządnie”. 🙂
Komputer mamy więc gotowy do zamustrowania! 🙂
Teraz pozostaje wykonać przewód A/V S-Video (przy okazji informacja, że użyłem rezystorów 470 Ohm dla sygnału Chroma i 75 Ohm dla sygnału Luma, tak aby uzyskać poziomy sygnałów zgodne ze standardem S-Video – czyli 1 Vpp dla Luma i 280 mVpp dla Chroma). Wyjście przewodu audio zakończone zostało żeńskim wtykiem Jack, najbezpieczniejszym jeżeli chodzi o przypadkowe zwarcie sygnału Audio do masy co może zakończyć się nie najlepiej dla układu dźwiękowego SID.
Polecam tu zdecydowanie używanie dobrego przewodu z porządnym ekranowaniem i dobrych wtyczek np. DIN-8 262° od Hirschmanna i mini-DIN 4 od Schurtera. Zdecydowanie trzeba unikać tanich chińskich wtyczek, które albo nie dają się lutować, albo stają się plastyczne pod wpływem temperatury. Sprawdźmy jaki obraz uzyskamy za pomocą naszego przewodu:
Jest żyleta! 🙂 Tak wykonany przewód na pewno sprosta trudom morskiej żeglugi i spełni wymagania surowych norm Polskiego Rejestru Statków i Rejestru LLoyd’a (LLoyd’s Register). 😉 Czas teraz zająć się interfejsem do padów, tak aby można było w przyszłości bez problemu wyświetlić obraz z C64 na żaglu i grać np. siedząc na pokładzie lub nawet na kei. Tu naskrobałem maila do Mq i za chwilę miałem dopowiedź… -“Mam części, zrobię”. 🙂 Nie będę się tu rozpisywał na temat tego interfejsu, wspomnę tylko, iż w połączeniu z odbiornikiem Bluetooth od 8BitDo pozwala na podłączenie bezprzewodowych padów (np. od PS4) – więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj. Po weekendzie intejfejsy (s)NESCtrl były już gotowe i czekały w paczkomacie. Jak zawsze jakość wykonania tego typu sprzętu przez Mq jest klasą samą w sobie i co ciekawe interfejsy, które dostaliśmy są zmodyfikowaną wersją i pozwalają na obsługę dodatkowego trzeciego przycisku ‘fire’ na niektórych platformach. Kolejnym potrzebnym elementem wyposażenia jest rozszerzenie pozwalające na “zacumowanie” na 4 joystickach, czyli na grę nawet czterech załogantów jednocześnie, chociażby w zeszłoroczną premierę homebrew na C64, a mianowicię grę ‘Czołgi’. Interfejs ten dociera po kilku dniach od zamówienia, oczywiście posiada wydrukowaną na drukarce 3D obudowę w kolorze morskim, inaczej nie spełniłby wymagań wspomnianych rejestrów statków. 😉 Kolejny element to porządne i pewne źródło zasilania dla naszego C64. Tu z pomocą przyszedł RAF wykonując porządny i zaprojektowany w technice impulsowej zasilacz do C64, oczywiście spełniający surowe wymagania wspomnianych ciał certyfikujących statki oceaniczne. 😉
Przechodzimy teraz do wbrew pozorom prostego zadania, które jednak okazało się jednym z trudniejszych. Znajdujący się na jachcie monitor Dell akceptował tylko sygnał NTSC o częstotliwości odświeżania pionowego 60 Hz. W Europie mamy do czynienia z sygnałem PAL o częstotliwości odświeżania pionowego 50 Hz i taki sygnał generuje nasze C64. Z pomocą przyszła tu strona http://15khz.wikidot.com/. Wśród monitorów posiadających wejście S-Video i akceptujących 50 Hz udało się znaleźć model LG M198WA-BZ. Szybka dostawa zakończona jak zawsze gonieniem kuriera uciekającego w samochodzie i jest, całkiem niezły monitor i co najważniejsze, działa! 🙂
Pozostaje jeszcze dodać zewnętrzne urządzenie pamięci masowej. Wykorzystamy do tego sd2iec z kartą SD. Komputer jest gotowy, ale jeszcze czegoś brakuje. Czas przypomnieć sobie obsługę Adobe Illustrator’a. Pół godziny pracy i projekt proporca C64 gotowy. Więcej czasu zajęło poszukiwanie wykonawcy, ale udało się, mamy wykonawcę i zapewnienie, że proporzec powinien sprostać trudnym bałtyckim warunkom. Po tygodniu przychodzi przesyłka z pięknym proporcem z flagowym mocowaniem jachtowym.
Teraz możemy już wyruszyć w rejs. Start planowany jest na godzinę 1000 dziesiątego listopada. Dzień wcześniej zaopatruję się w nową żeglarską czapkę, nowe kalosze, nieprzemakalne nakładki na spodnie i kapotę przeciwdeszczową. Pakuję najcieplejszy śpiwór jaki mam, skarpety z wełny merino, sztormiak i rękawice żeglarskie. Dorzucam do zestawu flagę narodową i 3 szaliki z godłem RP. 🙂
Poranek 10 listopada jest chłodny ale suchy. Po drodze na łódź zaopatruję się w odpowiednią ilość rogali świętomarcińskich i chałkę.
Taszczę ze sobą śpiwór, torbę żeglarską, retro sprzęt, przewody, joysticki, pady i tak obładowany docieram na keję, gdzie czeka już łódź i większość załogi. Chałka, którą przywiozłem okazuje się być hitem poranka i jeszcze przed odbiciem od kei zostaje ze smakiem spożyta przez załogę jako dodatek do porannej kawy. 🙂 Jest nas siedmioro: 3 Załogantki i 3 Załognatów oraz nasz Kapitan Krzysztof, no i oczywiście ona – “Smuga Cienia”. Piękny drewniany i zbudowany w 1977 roku w stoczni im. Josepha Conrada Korzeniowskiego w Gdańsku dwumasztowy jacht klasy Opal IV (Conrad 45) z ożaglowaniem typu Jol. Dokładnie w tym samym roku firma Commodore wypuściła na rynek swój pierwszy komputer osobisty, a mianowicie model PET.
Po odliczeniu czy wszyscy są na pokładzie odbijamy od kei jednej ze szczecińskich marin i mając fordewind czyli wiatr w rufę stawiamy żagle robiąc z nich pięknego motyla i płyniemy rzeką Regalicą na północ. 🙂
Przy tak korzystnym wietrze docieramy do jeziora Dąbie, czwartego co do wielkości jeziora w Polsce. Ster przejmuje Kamila i pewną ręką prowadzi nas przez jezioro, które do łatwych akwenów nie należy ze względu na swoje płycizny i duże ilości sieci rybackich.
Jezioro Dąbie żegna nas betonowcem, stojącym na mieliźnie w okolicach Inoujścia. Tego typu jednostki wykonane z lekkiego, a przy tym wytrzymałego betonu były rozwiązaniem na powszechny pod koniec wojny brak stali. Jedna z nich „Ulrich Finsterwalder” (od nazwiska swojego projektanta) o długości 90 m, szerokości 14 m i 6,5 m zanurzenia oraz wyporności 2947 BRT przeznaczona była do transportu benzyny syntetycznej na trasie z fabryki w Policach do Świnoujścia. Kadłub tej jednostki zbudowany został w stoczni w Darłowie i zwodowany w lipcu 1942 roku, a następnie odholowany do stoczni szczecińskiej Vulcan, gdzie w suchym doku poddany został pracom wykończeniowym. Trwało to aż 13 miesięcy ze względu na związane z wojną niedobory materiałów i siły roboczej. Tankowiec miał stalową nadbudówkę sięgająca 7,9 m wysokości, a dzięki silnikowi wysokoprężnemu o mocy 1200 KM osiągał prędkość 10,4 węzła. W kadłubie nie było wręg ani użebrowania, składał się on natomiast z 786 m3 betonu i 519 ton stali zbrojeniowej, ważył 2327 ton, a grubość ścianek kadłuba wynosiła 12 cm.
30 kwietnia 1944 roku, dzień przed próbami morskimi, podczas brytyjskiego nalotu na Szczecin, betonowiec stojący w stoczni Vulcan został trafiony 500-kilogramową bombą, która uszkodziła pokład. Uszkodzenia naprawiono w ciągu sześciu tygodni. Kolejny atak brytyjskich bombowców miał miejsce 30 sierpnia 1944r.. Nadbudówka pokładu ponownie uległa poważnemu uszkodzeniu, w związku z czym przedsiębiorstwo żeglugowe przetransportowało statek do Świnoujścia, które było wówczas mniej zagrożone nalotami i zleciło dokonanie niezbędnych napraw. Tankowiec przybył tam 17 listopada 1944 r. Jednak uszkodzeń Ulricha Finsterwaldera nie dało się już naprawić ze względu na przebieg działań wojennych, dlatego nigdy nie wszedł on do slużby. Podczas nalotu na Świnoujście 12 marca 1945 r. fala wybuchu ciężkiej bomby spowodowała wywrócenie się i zatonięcie statku. Udało się go podnieść i wypompować wodę, a kadłub wykazywał jedynie niewielkie uszkodzenia. 30 kwietnia 1945 roku, kilka dni przed zajęciem Świnoujścia przez Sowietów, statek osiadł na mieliźnie na rzece Pianie na południe od Wolgastu. Następnie został przejęty przez Sowietów i zatopiony w zakolu Kanału Piastowskiego, aby w ten sposób uniemożliwić dojście okrętom niemieckim do Szczecina. Potem jeszcze kilkukrotnie zmieniał miejsce, aby w końcu osiąść na mieliźnie w północnej części jeziora Dąbie gdzie znajduje się do dzisiaj i tu zostawiamy naszego betonowca i jego ciekawą historię…
Opuszczając Jezioro Dąbie stawiamy naszego biało-czerwonego spinakera tak aby maksymalnie zwiększyć prędkość jachtu.
Ster przejmuje Michał, którego zatroskane oblicze zwiastuje załamanie pogody. 🙂
Wypływamy na Zalew Szczeciński, zaczyna padać, ale humory załodze niezmiennie dopisują, a ster przejmuje Jakub.
Przyroda stara się jednak wynagrodzić nam to że mokniemy serwując niezapomniany spektakl: podwójną tęczę:
oraz płonące w promieniach zachodzącego słońca obłoki, niemalże dotykające stalowo-rdzawej tafli wody.
podczas gdy załoga schowana w mesie konsumuje ugotowany przez Kamilę posiłek składający się z makaronu w dwóch smakach: pomidorowym i camembertowo-gruszkowym, który to ostatni staje się hitem kulinarnym dnia. 🙂
Zapada zmrok, stanąłem na sterze, kierujemy się na Niemcy, ale niestety wiatr “zdechł” i z naszych obliczeń wynika, że dojdziemy do niemieckiej mariny gdzieś około godziny 4 nad ranem. Mamy do wyboru kontynuować trasę w nocy ryzykując zaplątanie się w sieci lub wrócić na oświetlony tor Szczecin-Świnoujście i około godziny 22 dotrzeć do Świnoujścia. Serce mówi idźmy dalej tym kursem, rozum mówi – Świnoujście. Mamy decyzję, Kapitan zarządza powrót na tor Szczecin-Świnoujście, zmieniam kurs i po przepłynięciu połowy mili ustawiamy się na kurs – Świnoujście. 🙂
Towarzyszy nam niezapomniany widok – tysiące gwiazd widocznych jak na dłoni. 🙂
Po dopłynięciu Kanałem Piastowskim do Świnoujścia, dostaję zmianę na sterze i mogę już zejść pod pokład aby się ogrzać. Zgodnie z naszymi kalkulacjami o godzinie 22 meldujemy się na kei w marinie w Świnoujściu
Obok nas stoi piękny trzymasztowy szkuner gaflowy – Kapitan Borchardt, także z portem macierzystym w Szczecinie. 🙂
Po zrobieniu klaru na pokładzie i odświeżeniu się w marinie, przechodzimy do oficjalnej części wieczoru, którego wyjątkowość podkreślają wspólnie odśpiewane szanty. Po koncercie na pokład wchodzą z odwiedzinami oficerowie z Kapitana Borchardta. Na szczęście jesteśmy na takie okoliczności przygotowani i morskie opowieści z mórz i oceanów wspierane są toastami (jak zawsze na siedząco – bo taka jest morska tradycja) za pomocą naszych trunków pochodzących z obszarów o ugruntowanych tradycjach morskich: Włoch, Szkocji, Karaibów i Kanady. 😉 Wymiana morskich doświadczeń trwa do późnych godzin nocnych, po czym wszyscy udajemy się do naszych wyściełanych ciepłymi śpiworami koi i śnimy o morskich przygodach z usłyszanych wieczorem opowieści. 🙂
***
Poranek budzi nas piękną słoneczną pogodą. Część załogi postanawia pobiegać po świnoujskich plażach, a pozostała część z przyjemnością korzysta z portowych sanitariatów, gdzie ciepła woda jest zdecydowaną odmianą od naszej, niezmiennie zimnej jachtowej. 🙂
Korzystając z pięknej pogody wielu spacerowiczów postanawia chociaż z daleka obejrzeć naszą łódź. Aby uczcić Dzień Niepodległości montuję na bomie szalik w barwach narodowych,
W mesie natomiast serwowane są zgodnie z wielkopolską tradycją rogale świętomarcińskie jako dodatek do wyśmienitej porannej kawy.
Kapitan zarządza stacje manewrowe, a po nich śniadanie na wodzie. Jak zawsze odliczamy, czy wszyscy są na pokładzie, aby przypadkiem jakiś nieszczęśnik korzystający z luksusów portowych sanitariatów nie został na kei wyposażony tylko w szczoteczkę do zębów, mydło, slipki i ręcznik. 😉 Liczba 7 potwierdzona, szybko i sprawnie odchodzimy od kei, żegnani głośną syreną i życzeniami wygłoszonymi przez megafon z pokładu “Kapitana Borchardta”.
Cała załoga na pokładzie gotowa jest do postawienia żagli, a nasza druga Kamila, instruktorka żeglarstwa, pewną ręką prowadzi jacht w kierunku wyjścia na Bałtyk.
W pełnej gali, puszczając z głośników “Morze, nasze Morze” i pozdrawiając świętujących na brzegu spacerowiczów wychodzimy na Bałtyk. 🙂
Po minięciu przez nas Stawy Młyny podpływa do naszej łodzi uzbrojony RIB polskiej straży przybrzeżnej. Widząc godło na groto-szaliku i naszą banderę, pozdrawiają nas salutując. My odwdzięczamy się tym samym. Następnie żołnierze opływają naszą lódź przyglądając się jej bacznie po czym jeden z nich daje nam znak kciukiem w górę przekazując w ten sposób uznanie dla wyglądu i klaru na naszej jednostce. Po chwili mija nas “Planeta I” – nowoczesny wielozadaniowy statek Urzędu Morskiego w Szczecinie zbudowany w 2020 roku w stoczni w Gdańsku. Z głośników tej jednostki słychać nasz hymn narodowy, a zatem stajemy na sterburcie, zdejmujemy czapki i śpiewamy słowa najpiękniejszej naszej pieśni. Moment ten jest naprawdę wyjątkowy. 🙂
Po tych podniosłych chwilach przechodzimy do przygotowania śniadania, mamy polskie kiełbaski, do tego polskie ogórki, polską musztardę, polskie masło i najlepszy na świecie polski chleb. Z głośnika lecą pieśni patriotyczne, jest naprawdę świątecznie! 🙂 Obieramy kurs na zachód i opuszczamy polskie wody terytorialne. Stawiamy wszystko co mamy: spinakera, grota i bezan. Wiatr nam sprzyja. Mijamy widoczne w oddali nadbałtyckie niemieckie kurorty. Po chwili zbliża się do nas niemiecka straż wybrzeża, jednak po obserwacji nas z daleka odpływa, widać że kilka osób w drewnianym jachcie nie wzbudza podejrzliwości niemieckich oficerów. Planujemy opłynąć wyspę Uznam i dopłynąć do mariny w Karlshagen. Humory dopisują, wiatr jak na razie też. Czas na “ten” moment! 🙂 Wyciągam z mesy proporzec Commodore C64. Z Kapitanem wiążemy go wspólnie i świadomi tej historycznej chwili wciągamy na lewy flagsztok. To właśnie tu na Bałtyku, 46 letni jacht wciąga banderę klubową ze znaczkiem C64 i staje się oficjalnie jedyną jednostką morską na świecie wyposażoną w posiadający rekord Guinnessa dotyczący ilości sprzedanych egzemplarzy (ok. 17 mln) komputer Commodore C64, którego wiek (41 lat) niewiele odbiega od wieku samej łodzi. 🙂
Niestety wiatr cichnie i pojawia się flauta. Musimy włączyć silnik, jednak prędkość nasza spada na tyle, że osiągnięcie Karlshagen znowu wypada w środku nocy. Szanse na dotarcie do Szczecina w niedzielę 12 listopada wieczorem zdecydowanie maleją. Trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Niestety po tej stronie wyspy Uznam nie ma żadnych przystani. Decydujemy się na dobicie do nieużywanego miejsca cumowniczego statków wycieczkowych kampanii Adler przy molo w kurorcie Koserow. Podchodzimy i oglądamy to miejsce z bliska, nie jest może najwygodniejsze, ale przy dobrze ustawionych odbijaczach i cumach powinniśmy dać radę stanąć tu na noc. Szybko też stajemy się atrakcją turystyczną tej miejscowości, bo rzadko ktokolwiek tu przybija, a tym bardziej oldtimer z Polski. 🙂
Śmiałym desantem zdobywamy przepięknie oświetlone molo i uzbrojeni w gitarę, biało-czerwone szaliki i nasze polskie pieśni narodowe brawurowym manewrem atakujemy przy użyciu pieśni “Morze, nasze Morze”.
Niemieccy turyści są zauroczeni i poddają się ku uciesze, jak się okazało, niemałej ilości turystów z Polski. Następnie, ponieważ nie mamy jak zatknąć flagi na zdobytym molo, pieczętujemy desant za pomocą biało-czerwonych…napojów z okazji Święta Niepodległości.
Po zajęciu mola udajemy się na rekonesans po miejscowości Koserow, która okazała się sennym ale przyjemnym kurortem złożonym z dzielnic domków letniskowych.
Po powrocie, wszyscy zebraliśmy się w mesie, gdzie zjedliśmy świąteczną kolację oczywiście z nieodzownymi rogalami świętomarcińskimi. 🙂 Po kolacji chwyciliśmy za gitarę oraz harmonijkę ustną i rozpoczęliśmy nasz polski koncert w niemieckim kurorcie. Na początek odśpiewaliśmy całą kolekcję szant, a później przeszliśmy do hitów wszech czasów polskiej muzyki rozrywkowej. 🙂 Uzbrojeni w smartfony z tekstami piosenek ile tylko było sił w płucach odśpiewaliśmy je po kolei na 7 głosów. Niestety nie mogliśmy odpalić Commodore C64, tak jak planowaliśmy, ponieważ nie mieliśmy prądu elektrycznego z mola i musieliśmy oszczędzać nasze akumulatory. Około północy powoli zapinaliśmy już nasze śpiwory w nadziei, że ogrzewanie Webasto sprosta chłodom Bałtyku. Niestety nad ranem temperatura w mesie zeszła do 14 stopni Celsjusza, a moja próba uruchomienia Webasto z racji częściowo rozładowanych akumulatorów nie udała się. Wsunąłem się więc szybko do śpiwora i szczelnie się nim zakryłem.
***
Poranek był suchy, ale niebo zasnuły stalowe chmury. Morze było gładkie jak jezioro. Odegrałem na harmonijce ustnej porannym niemieckim turystom z pokładu naszej łodzi pożegnalne – “Czerwone maki na Monte Cassino” 🙂 , po czym nasz Kapitan zarządził stacje manewrowe i po chwili żegnaliśmy już molo w Koserow, powiewając na pożegnanie naszą biało-czerwoną banderą, stawiając żagle i korzystając z porannej wiejącej od lądu bryzy, która dała nam całe 5,5 węzła prędkości. 🙂
Wracamy do Świnoujścia skąd nasza droga kierować się już będzie do Szczecina, tak aby zgodnie z planem dotrzeć tam wieczorem.
Śniadanie na wodzie w postaci doskonałej jajecznicy z cebulką i kiełbasą przygotowała nam Kamila, więc wszyscy poza sternikiem ze smakiem oddaliśmy się konsumpcji. Ale nie martwcie się, sternik też miał szansę się najeść. 🙂
Po śniadaniu gdy posprzątaliśmy w mesie, a nasz Diesel podładował już akumulatory nadszedł moment historyczny na Bałtyku, czyli przygotowania do uruchomienia zmarynizowanego Commodore C64.
Po chwili przygotowań maszyna odpaliła zasilana prądem pochodzącym z naszych morskich akumulatorów i falownika.
A więc mamy nareszcie zestaw gotowy do retro-akcji na Bałtyku:
Oczywiście nie mogliśmy zacząć inaczej jak od tematów nautycznych. Na pierwszy rzut poszedł napisany przez programistkę Carol Shaw, wydany w roku premiery C64 – “River Raid”. 🙂
Tymczasem rozpogodziło się i Świnoujście powitało nas piękną słoneczną pogodą, dokładnie taką jaką nas żegnało. Oczywiście na powitanie turystów przy Stawie Młyny z naszych głośników popłynęło powitalne “Morze, nasze morze”, a następnie rozgrzaliśmy spacerowiczów i turystów wykonując na pokładzie meksykańską falę. W kolejnym kroku naszych artystycznych uniesień wykonałem makarenę, naśladowany przez odważną grupę turystów na brzegu. Nasza łódź płynęła już tylko na grocie i bezanie, ale i tak musiała wyglądać pięknie w świetle porannego słońca i dumnie powiewała do turystów polską banderą z orłem w koronie… 🙂
Ster dzielnie dzierżyła nasza druga Kamila i powoli wchodziliśmy na Kanał Piastowski…
Piękna słoneczna pogoda zachęcała do pobytu na pokładzie, gdzie na spinakerze wyposażona w sztormiak i kombinezon żeglarski wygodnie umościła się Dagmara. 🙂
Na flagsztoku natomiast dumnie powiewał proporzec Commodore…
a w mesie nasz Kapitan wraz Kamilą zasiedli do rozgrywki w Bubble Bobble w trybie kooperacji. 🙂
Ja tymczasem stanąłem za sterem i prowadziłem łódź przez Kanał Piastowski wspomagany przez podawaną mi od czasu do czasu gorącą herbatę z cytryną i miodem, oczywiście w rzadkim na naszym jachcie kubku z nieubitym uszkiem, bo takie ekskluzywne kubki przysługują tylko sternikom. 🙂
Po wyjściu z Kanału Piastowskiego oraz ciężkich bojach Kamila i nasz Kapitan zanotowali sukces kończąc grę Bubble Bobble i to z całkiem niezłym wynikiem punktowym. 🙂
Zalew Szczeciński ponownie odegrał nam spektakl złożony ze świateł, chmur i wody. 🙂
Napotkaliśmy także zaprzyjaźniony jacht, któremu zrobiliśmy fotografię,
a który odpłacił nam tym samym. 🙂
Pomimo odczuwalnego już zmęczenia, humory wśród załogi nadal dopisywały. 🙂
Powoli zapadał zmrok, a my weszliśmy na Roztokę Odrzańską, a następnie już Odrą płynęliśmy w kierunku Szczecina. Pogoda zaczęła się psuć i pojawił się drobny deszcz. Tymczasem pod pokładem nadal trwały boje z udziałem C64, które pomimo swojego wieku działało bez zarzutu. 🙂
Ostatnim etapem było nocne przejście przez Jezioro Dąbie, gdzie posiłkowaliśmy się już latarkami aby dojrzeć boje wyznaczające bezpieczną wodę i aby ominąć ewentualne zagrożenia w postaci sieci rybackich. Po godzinie 23 dotarliśmy do mariny, gdzie po zrobieniu klaru na pokładzie zakończyliśmy rejs. Przebyliśmy 117 mil morskich, żeglując przez 55 godzin, z czego aż 39 pomimo słabych wiatrów udało nam się przepłynąć na żaglach. C64 trafił na stałe na wyposażenie jachtu i przyniósł mnóstwo wspomnień i dobrej zabawy załogantom. Dodatkowo dotarliśmy na niemiecki brzeg gdzie należycie uczciliśmy Święto Niepodległości. A zatem połączyliśmy wszystkie trzy elementy, o których wspominałem na początku. Załoga okazała się być wyborną: poczucie humoru, chęć niesienia pomocy i wzajemna troska spowodowały, że pływało się doskonale i na pewno w tym gronie każdy z nas chętnie popłynie w kolejny rejs. Dagmara, Kamila, Kamila-Instruktorka, Michał, Jakub i Krzysztof, dziękuję za chwile spędzone razem na jachcie, którego historia zobowiązuje do najlepszej żeglarskiej pracy i taką też pracę staraliśmy się wykonać. Jak zawsze to podkreślam, na jachcie można najlepiej poznać ludzi i ich charaktery, gdy już po jednym dniu maski opadają, a w obliczu przeciwności i własnych słabości najlepiej testuje się przyjaźnie.
***
Kończąc, życzę Wam udango tygodnia, dużo słońca, bo ostatnio trochę go brakowało, pogody ducha i pamiętajcie, że kończy się już listopad i wkrótce, bo już w grudniu dzień będzie się stawał dłuższy i będziemy już powoli oczekiwali nadejścia wiosny. Ahoj i trzymajcie się ciepło! A jeżeli podobał się Wam artykuł to komentarze na blogu i lajki na FB mile widziane. 🙂