C64,  Wydarzenia

Commodorowy desant w Tucholi…czyli wakacyjne spotkanie u Steffana #2

No i mamy listopad, jedenasty z miesięcy w roku, jak na razie wyjątkowo ciepły, chociaż wypełnione wilgocią mgieł poranki potrafią zaskoczyć swą surowością. W przyrodzie mamy zmiany, liście opadają z drzew, ptaki migrują, a ssaki przygotowują się do zimy gromadząc zapasy. Powoli dochodzimy do siebie po zmianie czasu z letniego na zimowy i staramy się przyzwyczaić do wczesnych zachodów słońca oraz coraz mniejszej jego ilości. Coraz częściej też wspominamy wakacyjne wojaże, gdy słońca było w bród. Także i mnie udzielił się ten jesienny klimat i dzisiaj chciałbym wrócić do wakacyjnego wypadu do Tucholi, gdzie wśród przepięknej natury zebrała się Commodorowska Brać (i nie tylko) i gdzie dokonaliśmy zmasowanego desantu na tucholską plażę. Desant ten odbył się z rzeki Brdy, która należy do tych z gatunku niepokornych, gdyż zazwyczaj rzeki w Polsce płyną z południa na północ, a tu mamy sytuacją odwrotną. 🙂 Trochę to tak jak z fanami komputerów retro, wszyscy pędzą dzisiaj za nowinkami technicznymi, świetną grafiką, szybkością procesorów, a my płyniemy na przekór tym trendom, starając się zachować to, co dla nas ważne i co daje nam wielką frajdę, czyli zdecydowanie pod prąd. Wracając do Brdy wypływa ona z położonego na wysokości 181 m.n.p.m Jeziora Smołowego, wodnego rezerwatu przyrody znajdującego się wśród malowniczych moren Pojezierza Bytowskiego. Następnie przepływa przez szereg jezior, wśród których wymienić można: Kamień, Orle, Siadło, Świeszyńskie, Głębokie, Szczytno Wielkie, Końskie, Charzykowskie, Karsińskie, Witoczno, Łąckie, Dybrzyk i Kosobudno. Po przepłynięciu 238 km rzeka wpada do Wisły w bydgoskiej dzielnicy Brdyujście na wysokości 29 m.n.p.m.. Dorzecze rzeki ma obszar 4627 km2 i składa się z ponad 40 dopływów. Co ciekawe Brda ma najwyższy w Polsce udział zasilania podziemnego sięgający nawet 70%. Jakość wód jest dobra i w większości są to wody I i II klasy czystości. Na 90% swojej długości Brda jest spławna dlatego wykorzystywana była do spławiania produktów rolnych i leśnych do Bydgoszczy, a potem Wisłą do Gdańska. Po wybudowaniu pod koniec XVIII wieku długiego na prawie 25 km Kanału Bydgoskiego i połączenia nim Brdy z Notecią masowo spławiane z Borów Tucholskich drewno zaspokajało w ponad 30% zapotrzebowanie w tej materii Cesarstwa Niemieckiego. Dzisiaj Brda słynie z pięknej przyrody i walorów turystycznych, do których należą spływy kajakowe. Właśnie w okolicach Tucholi Brda meandrując wśród przepięknych Borów Tucholskich tworzy wyjątkową scenerię dla turystyki kajakowej. Być w Tucholi i nie spróbować kajakarstwa, to jak być w Watykanie i nie zobaczyć Papieża. 🙂 O to abyśmy takiego faux-pas nie popełnili zadbał Steffan z grupy ‘Boom!’, ale o tym za chwilę.

Zanim jednak wyruszymy uruchamiając wakacyjne wspomnienia do przepięknej Tucholi, krótka informacja co dzieje się w jesiennej scenerii ogrodu. Zobaczywszy sikorkę siedzącą na oparciu leżaka na tarasie i patrzącą znacząco w moim kierunku zamówiłem 20 kg czarnego słonecznika oraz 100 kul tłuszczowych i uruchomiłem ptasią stołówkę. Ptasiemu zadowoleniu nie było końca, zleciały się rozmaite sikory i mazurki i w ogrodzie od rana było słychać radosny szczebiot ptasiego drobiazgu. Z większych ptaków powróciły kosy jednak te z racji dostępności rajskich jabłuszek, owoców ognika i derenia kousa na razie muszą zadowolić się tym co oferuje ogród. 🙂 Czasem przy słonecznej pogodzie można jeszcze zobaczyć zbłąkanego motyla z gatunku rusałka admirał, jednego z najpóźniej latających motyli w naszych ogrodach, który za chwilę odleci na zimowisko do Włoch. Pies natomiast został wykąpany i wystrzyżony, tak aby przetrwać zimę już bez strzyżenia i zbędnych w jego mniemaniu kąpieli z użyciem szamponu. Co innego zimowe psie morsowanie w pobliskiej rzeczce przy 2 stopniach Celsjusza. 😉

Skoro jednak i wokół nas temperatury w zakresie pierwszej dziesiątki teraz oscylują, szykujcie ciepły koc, wygodne miejsce i aromatyczną filiżankę gorącej kawy. Ja tymczasem odświeżę pamięć, aby wakacyjne wspomnienia swymi letnimi kolorami wypełniły karty tego jesiennego wpisu. Jesteście gotowi? To cofamy się w sam środek wakacji 2023 roku! 🙂

***

Szybkie pakowanie i tym razem bez komputera, ale za to z kąpielówkami, kanapkami na drogę, kawą i dobrym humorem wyruszam na wschód, gdzie jak twierdził jeden ze znanych polskich aktorów “musi być cywilizacja”. Po kilku godzinach podróży wśród malowniczych pól i lasów docieram do Tucholi, która wesoło powitała mnie przydrożną tablicą. 🙂

Pogoda dopisywała, było ciepło i słonecznie. 🙂 Zameldowałem się w “Hoteliku u Ali”, gdzie po chwili pojawił się także Gregfeel. Okazało się, że mamy sąsiadujące ze sobą pokoje co było miłą niespodzianką. Szybki prysznic i można już było wyruszyć na miejsce, gdzie planowane było ognisko, czyli niezmiennie do kampingu przy Hotelu Pod Jeleniem.

Część ekipy była już na miejscu, a pozostali powoli schodzili się. Silnie reprezentowana była płeć piękna i z roku na rok coraz więcej pań decyduje się wziąć udział w demoscenowych imprezach, co cieszy ogromnie. 🙂

Coraz więcej spragnionych po podróży gości pojawiało się na miejscu i jak zawsze nie mogło zabraknąć kraftowego piwa o dwóch smakach, które towarzyszyły nam przez całą imprezę.

Pogoda dalej dopisywała, a na niebie tylko od czasu do czasu pojawiły się niewielkie niegroźne chmury. 🙂

Kolejny raz Tuchola uraczyła nas doskonałym pieczywem, własnej roboty smalcem i ogórkami małosolnymi. 🙂

Pojawił się także główny organizator – Steffan, który także nie mógł oprzeć się serwowanym smakołykom. 🙂

Pod wieczór rozpalone zostało ognisko, nad którym można było upiec kiełbaski i do późnej nocy prowadzić dyskusje o życiu, retrokomputerach i tym co, też przyniesie nam następny dzień. 🙂 Steffan w tym czasie zbierał ekipę, która miała zostać następnego dnia wyekspediowana na kajakową wyprawę wśród dzikich ostępów Borów Tucholskich. Trafiłem na jej listę rezerwową, co dawało pewną nadzieję, że jutro rano będzie można się wyspać po wieczornych intensywnych wymianach doświadczeń. 🙂

Nic bardziej mylnego! Następny poranek powitał mnie piękną pogodą i telefonem od Steffana, który oznajmił tonem, który nie pozostawiał nawet cienia szansy na jakiejkolwiek negocjacje, 🙂 żebym się zbierał bo płynę w parze z KAZem. Co było robić, odkopałem kąpielówki oraz przeciwsłoneczne okulary i wyruszyłem na punkt zbiórki w  “Starym Tartaku”, gdzie Steffan prowadził właśnie odprawę informując zebranych, że nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś się “nie skąpał” podczas spływu. Bardzo nas to pocieszyło i generalnie morale wśród narodu znacząco wzrosło. 😉

Porzuciłem zatem wszystko co mogło zatonąć w rzece i boso wskoczyłem do autokaru,

który wywiózł nas na miejsce wodowania, skąd nie było już powrotu. Mieliśmy do wyboru: wsiąść do kajaka albo pieszo i w moim przypadku boso wracać kilkanaście kilometrów do Tucholi. Co było robić, wszyscy wybraliśmy kajak. 😉

KAZ wyposażony w piękną kapitańską czapkę trafił jednak do innej niż moja łodzi, a ja wylądowałem w parze z Michałem, który okazał się być równie doskonałym kompanem podróży. 🙂

Po ostatnich słowach otuchy od Steffana, uzbrojeni w kamizelki asekuracyjne i wiosła, zwodowaliśmy kajaki i nieświadomi co nas czeka wskoczyliśmy do nich.

Podróż nie była łatwa, co jakiś czas drogę zagradzał głaz lub zwalone drzewo, jednak wszyscy stawili czoła przeciwnościom i nikt się przymusowo nie wykąpał, a humory dopisywały. 🙂

Tworzyliśmy barwną flotyllę kajakową, na czele której płynął Komodor (ang. Commodore) Steffan w swym znanym z muminków stylowym włóczykijowym kapeluszu. Za nim w ogromnej czapce kucharskiej podążał Irek, a kilka łodzi dalej nad pozostałą częścią konwoju opiekę swą roztaczał Kapitan KAZ w swej nieskazitelnie białej czapce. Wzbudzało to szacunek i zazdrość wsród innych jednostek, które mogły jedynie marzyć o tak doskonale zorganizowanej grupie nautycznej. 😉 Nasza droga wiodła wśród zakoli Brdy otoczonej przez gęsty bór. Z każdym kilometrem nasze umiejętności rosły podobnie jak rosła nasza marynarska duma i dobre humory. 🙂 Po niespełna trzech godziach i przepłynięciu 12 kilometrów nasza złożona z 11 jednostek flotylla dotarła szczęśliwie do “Starego Tartaku”, gdzie wyciągnąwszy kajaki na pobliską łąkę ruszyliśmy jak zdziczali wikingowie na brzeg w poszukiwaniu strawy i napitku. Dodałbym jeszcze “dziewic”, ale tu muszę wodze fantazji zdecydowanie powściągnąć… 😉

Tymczasem Komodor Steffan i Kapitan KAZ wymieniali ostatnie spostrzeżenia dotyczące nautycznych parametrów naszego przejścia, zachowania załóg i wszechobecnej żelaznej marynarskiej dyscypliny. 😉

Powoli dokonywaliśmy zwiadu na terenie desantu i z zadowoleniem stwierdziliśmy, że pragnienie nie będzie nam także i w tym dniu doskwierać. 🙂

Po ugaszeniu palącego nas ognia morskiej przygody, zostaliśmy dopieszczeni doskonałą lokalną grochówką. 🙂

Kolejnym punktem programu była niespodzianka dla Steffana: w rytm specjalnie przygotowanej na ten moment muzyki i w asyście “hostes” w strojach “okolicznościowych” wjechał tort urodzinowy, wywoławszy zdziwienie nawet na twarzy Jemasofta z Quartetu, który jako dżentelmen i człowiek światowy rzadko się czemukolwiek dziwi. 😉

Stefan otrzymał także kartę urodzinową

z życzeniami i podziękowaniami od gości.

Niestety niebo zasnuło się ołowianymi chmurami, które z każdą minutą robiły się coraz ciemniejsze…

Przeszliśmy zatem do sąsiadującego z naszym miejscem pobytu budynku tartacznego, który robił bardzo dobre wrażenie, zarówno swoim rozmiarem jak i jakością wykończenia.

Uwagę moją zwróciła od razu doskonale zachowana ponad 100-letnia oryginalna pilarka ramowa do drewna firmy Blumwe i Syn z Bydgoszczy.

Dzisiaj w piękniejącej z każdym dniem Bydgoszczy można bez trudu odnaleźć zarówno pozostałości fabryki Blumwe (przy ul. Nakielskiej 53), jak i willę jej właściciela (przy ul. Gdańskiej 50). Wróćmy jednak do naszego tartaku, gdzie powoli rozpoczynały się przygotowania do kolejnego punktu programu, który miał być już tworzony za pomocą Commodore C64 i rzutnika. 🙂

W międzyczasie rozpadało się na dobre, a strugi deszczu gęstniały z każdą minutą.

Jednak dzielna “ekipa zabezpieczenia gastronomicznego” złożona z Basi i Irka nic sobie z tego nie robiła i dalej dzielnie tworzyła kulinarne dzieła sztuki z wykorzystaniem grilla. 🙂

Kolejny raz na stoły wjechało przepyszne jedzenie…

…a nasyceni nim goście zajęli miejsca na sali, aby móc obejrzeć prezentację, którą zapoczątkowało okolicznościowe demo grupy Boom! ze znanym letnim przebojem, które możecie pobrać tutaj: https://csdb.dk/release/?id=234107

Po krótkiej przerwie wystartowało następnie okolicznościowe demo grupy Fancy Rats zatytułowane: S(z)teffan von BOOMer”. (https://csdb.dk/release/?id=234111), które wymagało skomplikowanej operacji obrotu rzutnika. 🙂

Po tej ewolucji na ekranie pojawiły się pisane kronikarską czcionką podziękowania dla Czcigodnego Steffana,

zwieńczone postacią samego bohatera tej przypowieści na pięknym rumaku oraz w stroju Zakonu Braci Herbu Commodore z Tucholi. 😉

Po zakończeniu prezentacji Steffan otrzymał kopię obrazu w rozmiarze znacznym. 😉

Po tej wyjątkowej ceremonii chętni mogli jeszcze uraczyć się pozostałościami wielkiego tortu Steffana.

Spragnieni mogli także zapoznać się bliżej z zestawem kraftowych piw z pięknego Opola, będącym prezentem od pewnej szczęśliwej pary uczestników spotkania, która wkrótce planowała zmienić stan cywilny na zawiązek małżeński. Z tym stanem cywilnym, a szczególnie z życzeniami to trzeba jednak uważać, o czym przekonałem się, gdy niemalże już wciskałem “send” w mailu z obfitymi życzeniami weselnymi dla naszej klientki, której nazwisko właśnie uległo zmianie. Dzięki Bogu powstrzymał mnie jednak mój kolega, który w porę poinformował mnie, że nasza klientka nie wyszła za mąż, ale stan ten właśnie opuściła… 😉 

Nie zapominano także o czworonożnych gościach. 🙂

W tym samym czasie Gregfeel dokonywał ostatnich testów aparatury nagłaśniającej ze słynnym już przebojem DJ’ów pt. “Raz, raz, raz, dwa, trzy…”

i zadowolony z ich wyników uruchomił oświetlenie estradowe.

Po chwili z głośników popłynęły dźwięki największych hitów muzyki tanecznej, powodując natychmiastową reakcję żeńskiej części zgromadzonej publiczności… 🙂

Tańcom i rozmowom wydawało się nie być końca. Jednak powoli goście udawali się już na zasłużony odpoczynek, także i na mnie przyszedł czas. Liczba wrażeń i wysiłek fizyczny dały o sobie znać i po kilku minutach spałem już snem kamiennym. 🙂

***

Następnego poranka wziąłem szybki prysznic, załadowałem swoje rzeczy do samochodu, pożegnałem się z Gregfeelem i wyruszyłem do pobliskiej jadłodajni, gdzie pomimo niedzieli mogłem zakosztować bardzo dobrego i urozmaiconego śniadania podanego z wyśmienitą kawą i świeżym pieczywem.

Zatankowawszy samochód wyruszyłem w drogę powrotną opuszczając gościnną Tucholę, wspaniałą ekipę organizatorów i brać komputerową w znacznej przewadze Commodorowym herbem się pieczętującą chociaż i Atari pomimo, iż w mniejszości, zacnością swych reprezentantów tę niedogodność nadrabiało. Po chwili Tuchola pożegnała mnie zielenią swego ostatniego, samotnego i wywołującego pustkę w sercu znaku drogowego,

Patrząc w lusterko widziałem jak oddala się jej obraz i już tęskniłem za gościnnością i urodą tego wyjątkowego miejsca na mapie Polski i naszej rodzimej demosceny.

Nie zdradzę tu chyba tajemnicy, ale wiedzcie że Steffan planuje zorganizować w przyszłości imprezę demoscenową właśnie na terenie Starego Tartaku. Biorąc pod uwagę ilość miejsca i to zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, piękną okoliczną przyrodę, możliwość rozbicia namiotu i bliskość Tucholi oraz Brdy, lepszego miejsca ze świecą chyba tylko można szukać. 🙂

Bardzo dziękuję za gościnę, wspaniałą atmosferę, ogromną ilość pozytywnej energii i dobrego humoru, a także za koncert jaki zgotował nam Gregfeel, który popisał się także swoim talentem wokalnym, a zatem nie samym tylko SIDem Gregfeel włada… 🙂 Dziękuję także Cobrze za udostępnienie zdjęć, bez nich relacja byłaby niepełna! 🙂

***

Kończąc życzę Wam dobrej pogody szczególnie w nadchodzący weekend związany ze Świętem Niepodległości. Moje plany związane z tym świętem są  żeglarsko-retrokomputerowe, jako że planujemy rejs niepodległości na Smudze Cienia z zacnym C64 na pokładzie, którego odrestaurowana i zmarynizowana wersja już trafiła na jacht i wkrótce pod klubową banderą Commodore wyruszy w dziewiczy rejs, o czym oczywiście w kolejnej swej relacji doniosę. 🙂 A jeżeli dopadła Was jesienna chandra to polecam upiec i oczywiście spożyć ciasto ze śliwkami, których ostatki są jeszcze do nabycia w naszych sklepach. Trzymajcie się ciepło! 🙂



3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.