FloB – czyli 8-bitowe Atari ma się całkiem dobrze…chociaż czasem do góry nogami
Ani się obejrzeliśmy a kolejne dwa tygodnie już za nami. Upały trochę zelżały, pogoda stała się odrobinę bardziej przewidywalna. Część z nas już wypoczywa, a część czeka na swoją kolej. Co w przyrodzie? Różne gatunki zwierząt wychowują swoje potomstwo, część małolatów już w pełni samodzielna, pozostała dziatwa dalej pod okiem troskliwych rodziców. U mnie w ogrodzie zasiedlająca północną budkę rodzina sikorek, po głębszej analizie materiału filmowego, okazała się być parą mazurków, która nieprzerwanie zapewnia zaopatrzeniowy most powietrzny do gniazda transportując kilogramy robaków. 😉 Co ciekawe mazurki żywią się głównie nasionami traw, ale swoje młode karmią właśnie robakami. Doskonały przykład przejścia z wiekiem na wegetarianizm. 🙂
Swoje kwitnienie rozpoczyna właśnie gigantyczna 3 metrowa Budleja Davida, której urokowi i nektarowi nie są w stanie oprzeć się kolorowe motyle i to do tego stopnia, że w jednym momencie siedzi ich na niej kilkanaście.
Pies dalej dzielnie pilnuje ptasiego towarzystwa stosując nową technikę “nie widać mnie”. 🙂 Chowa się za rogiem domu i w razie konieczności interweniuje z zaskoczenia, przeganiając skutecznie kota sąsiadów.
Ostatnio nasz czworonóg bardzo zainteresował się podłogą altany i kilka dni temu wydało się co było tego powodem. Otóż zamieszkała tam para jeży. Co ciekawe w miejscu, w którym mieszkam (Pomorze Zachodnie) można spotkać dwa gatunki jeży: jeż wschodni i jeż zachodni. Jeż wschodni ma część brzuszną pokrytą białymi włosami a jeż zachodni brązowymi. Jeż jest największym owadożernym ssakiem spotykanym w Polsce. Oczywiście jeże nie noszą jabłek na grzbiecie, a żywią się nimi sporadycznie, zjadając czasem to co spadnie z drzew. Głównym pokarmem są robaki, ślimaki, drobne płazy, a także jaja ptaków, grzyby, drobne gryzonie, a nawet żmije, na których jad jeż wykazuje dużą odporność. Co ciekawe jeże są odporne także na jad ropuch i jako nieliczne z ssaków mogą się nimi żywić.
Jeże w ramach ewolucji wykształciły swoisty mechanizm obronny w postaci ostrych kolców. Jeż posiada ich na grzbiecie 6-8 tysięcy i są to wypełnione powietrzem rurki bardzo ostro zakończone. W momencie zagrożenia jeż ściąga specjalnie do tego przeznaczone mięśnie w części brzusznej zwijając się w kulkę i strosząc igły. Daje mu to solidną ochronę, są jednak zwierzęta, które sobie z tym radzą, m.in. borsuki, które dzięki długim pazurom, są w stanie zranić jeża. Jeż jest samotnikiem łączącym się w pary tylko w okresie godów. Jeże są niestrudzonymi wędrowcami i potrafią pokonać jednej nocy, bo jeże w dzień śpią, do 2 km. Są też doskonałymi pływakami i wspinaczami. Młode jeżyki rodzą się już z kolcami, ale pokrytymi cieniutką błonką, która po porodzie pęka i uwalnia je.
Po 11 dniach od porodu, młode są już w stanie zwijać się w kolczastą kulkę. W październiku jeże otulone mchem, trawą i liśćmi zapadają w sen zimowy i budzą się dopiero na początku kwietnia. W tym czasie temperatura ich ciała utrzymuje się pomiędzy 1ºC a 5ºC, a tętno spada ze 180 do 20 uderzeń na minutę. Niestety nasze ciepłe zimy powodują przedwczesne wybudzanie się jeży, które obudzone często giną na skutek niskich temperatur i braku pożywienia oraz wody. Jeże są prawnie chronione w naszym kraju, dlatego nie niepokójmy tych sympatycznych i pożytecznych ssaków. U mnie w ogrodzie zniknęły dzięki nim ślimaki, które każdego roku stawały się plagą. Warto zatem zaprosić jeża do ogrodu ale tu warunek, jeże lubią krzewy i drzewa, ogród typu lądowisko dla helikopterów pokryte krótko przystrzyżoną trawą niestety nie przyciągnie jeży. 😉
***
O czym dzisiaj powiemy? Pamiętacie relację z The Lost Party 2021? Pewna gra miała wtedy swoją premierę, i to nie jakaś tam przeciętna gra, tylko FloB, tytuł, który może trochę namieszać w świecie gier na maszyny 8-bitowe. Szykujcie aromatyczną kawę (mi wpadła ostatnio w ręce doskonała gwatemalska arabica z lokalnej palarni). 🙂 Kawa gotowa? Rozsiądźcie się zatem wygodnie, ja wyciągam z retro-szafy Atari 65XE i zaczynamy,
***
Gra od razu przykuła moją uwagę na zlocie The Lost Party. Zasiadłem na przygotowanym przez Autora gry stanowisku testowym, chwyciłem za pad’a i…zastanawiałem się kilka minut jak tu się skacze? Autor akurat zniknął gdzieś (jakby specjalnie) i znikąd pomocy. 😉 W pewnym momencie, doszła do mnie ta oczywista prawda, tu się nie skacze… 😉 Po kilku następnych minutach już wiedziałem, że gra musi pojechać ze mną do domu i że trzeba będzie ją koniecznie opisać na blogu i podzielić się wrażeniami z Szanownymi Czytelnikami. 🙂
Co przywiozłem do domu? Pudełkową wersję kolekcjonerską wydaną na kartridżu, bo taką wersję mam przyjemność posiadać. Od razu uderzyło mnie świetne opakowanie w prostej tonacji kolorystycznej oddającej klimat gry i nawiązującej do użytych w niej kolorów. Pudełko niczego nie udaje i pokazuje dokładnie z czym będziemy mieli do czynienia
Na obwolucie widać oznaczenia producenta: “Mq Workshop” i zespołu autorskiego: “Tristesse Game Studio” (TGS). Oczywiście Autorem gry jest “Bocianu”. Gra wydana jest na Atari XL/XE i do uruchomienia wystarcza standardowe 64KB pamięci RAM. Program obsługuje również rozszerzenie dźwięku w postaci POKEY Stereo, ale bez problemu pracuje też na standardowym, “stock’owym” Atari. W wersji kolekcjonerskiej otrzymujemy:
kartridż i krótką, acz treściwą instrukcję z obróconą o 180° angielską wersją językową i nie jest to błąd drukarski, a genialny zabieg edycyjny wpisujący się idealnie w mechanikę gry. 🙂 Brawa dla Autora!
Kartridż jest bardzo profesjonalnie wykonany i tu ciekawostka, posiada opcję zapisu, o czym więcej za chwilę. No cóż XXI wiek zawitał tu w pełni dzięki “Mq”. 🙂
Nie przedłużajmy jednak zbytnio wstępu, czas najwyższy odpalić grę. Wkładamy kartridż do naszego Atari i włączamy zasilanie.
Gra startuje natychmiast, to ogromna zaleta kartridża. Po krótkim mini-intro przedstawiającym loga twórców, pojawia się ekran startowy.
Co ciekawe główne intro pojawia się dopiero przed pierwszą mapą, co jest świetnym pomysłem, bo nie trzeba za każdym uruchomieniem gry oglądać go na nowo. Kolejny duży plus dla Autora! Z menu głównego do wyboru mamy trzy opcje: rozpoczęcie gry, podgląd naszych osiągnięć i obejrzenie listy osób zaangażowanych w stworzenie gry FloB. Oczywiście od razu wybieramy opcję rozpoczęcia gry i ukazuje nam się ekran wyboru świata. Za dużo tu nie możemy zdziałać ponieważ na początku do naszej dyspozycji jest tylko pierwszy świat: “Escape from the Lab”.
Następnie odpalane jest wspomniane intro, gdzie poznajemy historię naszego bohatera, tytułowego FloBa. Dowiadujemy się, że jego przyjście na świat było efektem eksperymentu w podziemnym laboratorium dr Svena Torffa, który pracując nad pewną różową substancją zwaną “szlamem” doprowadził do powstania z niej FloBa.
Aby przeżyć FloB potrzebuje stałych dawek szlamu. Gdy dostępnego szlamu jest jednak w nadmiarze FloB może wykorzystywać go do odradzania się po wypadku i co najciekawsze jest w stanie wyemitować silną falę grawitacyjną powodującą odwrócenie ziemskiej grawitacji, a co za tym idzie świata do góry nogami.
Ta niezwykła właściwość przeraziła dr Torffa i gdy zorientował się jak potężny dzięki niej może stać się FloB, ukrył 4 składniki szlamu i jego recepturę w różnych, odległych od siebie miejscach.
Niestety bez szlamu FloB nie jest w stanie przeżyć, dlatego też niezwłocznie wyrusza w pogoń za dr Torffem, kierując się pozostawionymi przez niego w pośpiechu kroplami szlamu i znalezioną w laboratorium mapą. Czas zatem ruszyć w drogę i wydostać się z laboratorium. Nagrodą będzie nieograniczony dostęp do szlamu i dzięki temu nasz FloB stanie nieśmiertelny. 🙂
Zaczynamy w laboratorium, wydaje się, że nic nie możemy zrobić, nie możemy skakać…ale zaraz możemy przecież użyć fali grawitacyjnej!
Naciskamy przycisk “fire” w joystick’u i świat staje na głowie. 😉 Użycie fali grawitacyjnej kosztuje nas co prawda pięć jednostek szlamu, ale co tam dla takich efektów warto go poświęcić. 🙂
Taka nietuzinkowa mechanika gry, jest czymś co wymaga przyzwyczajenia, ale po chwili staje się to już całkiem naturalne i bez problemu radzimy sobie z eksploracją kolejnych pomieszczeń w laboratorium.
Animacja jest bardzo płynna, ekrany obracane są szybko, mamy wrażenie, że gramy nie na maszynie 8-bitowej, ale na komputerze 16-bitowym. Nie ma tu opóźnień, wszystko działa dobrze, widać że Autor spisał się doskonale.
Sprytne użycie kolorów, powoduje, iż mamy wrażenie głębi. Plansze są narysowane ze smakiem, przypomina mi się tu “The Goonies” i “Another World”. Ale oczywiście ta gra nikogo nie naśladuje, ma własny świat, zupełnie inną od dotychczasowych gier mechanikę i ciekawe pomysły.
Wszystko jest okraszone doskonałą muzyką i tu też mamy wrażenie, że pochodzi ona z maszyny o znacznie większych, niż 8-bitowe Atari, możliwościach. Obrót ekranu tak jak wspomniałem zużywa nasze zasoby szlamu, dlatego ważne jest aby je uzupełniać, ponieważ gdy dojdziemy do zera (licznik w prawym górnym rogu ekranu), to nasz bohater przeniesie się do krainy wiecznej szlamowej szczęśliwości. 😉
W każdym świecie mamy do rozwiązania kilka zagadek i oprócz zręczności trzeba tu też sporo myśleć. Dodatkowo w każdym ze światów, mamy ukryte miejsca z dużą ilością szlamu, których odnalezienie może być kluczowe dla ukończenia danego poziomu. Połączenie elementów zręcznościowych z przygodowymi powoduje, że gra jest ciekawa i wciągająca. Po przejściu pierwszego świata, program zapisuje nasze postępy na kartridżu. Po wyłączeniu zasilania i ponownym uruchomieniu komputera, nie musimy ponownie przechodzić pierwszego etapu i możemy kontynuować eksplorację kolejnego świata! Nie trzeba pamiętać kodów i wpisywać ich za każdym razem.
Dodatkowo, zapisaniu ulegają także nasze trofea. Oczywiście jeżeli chcemy, to możemy skasować osiągnięty “progress” i zacząć wszystko od początku.
Mając już ukończony pierwszy świat możemy przejść do następnego: “Abominable Sewers” (wstrętna kanalizacja) stoi otworem, dosłownie i w przenośni. 😉 Nie martwcie się, nie jest tak odrażający jak sugeruje nazwa. 🙂
Każdy świat ma swój odrębny klimat i swoje tło muzyczne. Jest ich sześć: “Escape from the Lab”, “Abominable Sewers”, “Suburbian Parkour”, “Hazardous Madlands”, “Silver Dust Mines” i finałowy “Retrun to the Lab”.
Dla niecierpliwych Autor przygotował tryb, gdzie mamy dostęp do wszystkich światów. Jest to tzw. “cheat mode” wspomagany przez dużą ilość dostępnego szlamu. 🙂
Aby uruchomić ten tryb należy w czasie startu gry (w momencie pokazania się logo “Mq Workshop”) wcisnąć i przytrzymać klawisz “Help” do momentu, aż ekran zrobi się…oczywiście jakże inaczej… różowy – tzn. opłynie dużą ilością szlamu. 😉
Oczywiście nie ma nic za darmo, w trybie tym nie można zapisywać postępów i osiągnięć na kartridżu. No ale dla prawdziwych graczy taki tryb jest nie do zaakceptowania, tylko w pocie czoła wypracowany wynik, nierzadko okupiony odciskami na dłoniach, jest wart jakiejkolwiek wzmianki wśród znajomych retro-fanów. 😉
Można jednak spokojnie i bez ujmy na honorze używać tego trybu jako rozgrzewkowego lub w celu zaspokojenia ciekawości co też tam Autor gry dla nas przygotował, tym bardziej, że każdy świat wygląda inaczej.
Tryb “cheat mode” doskonale wpisuje się w to co kiedyś było naszym komputerowym “Graalem”, a mianowicie kody, lub kombinacje klawiszy, które dawały nieśmiertelność. Klimat ten można w tym trybie poczuć w pełni. 🙂
***
Przechodząc do podsumowania, świetny pomysł wspomagany innowacyjną mechaniką postaci. Do tego doskonała, dająca wrażenie pochodzącej z maszyn 16-bitowych grafika, z przemyślanym użyciem bardzo ograniczonej w 8-bitowym Atari dostępnej jednocześnie ilości kolorów, tak aby uzyskać wrażenie głębi. Świetna muzyka, wpisująca się w klimat gry i powodująca, iż gra się przyjemnie, ale jednocześnie muzyka nie jest nachalna, jest tylko tłem, czymś co wspiera, a nie przeszkadza. Jest jak doskonale dobrane wino do głównego dania, jakim jest sama gra. Tu naprawdę wielki ukłon dla Autorów za zrobienie tego ze smakiem.
Oczywiście wiele było gier świetnych graficznie i muzycznie, ale ich “miodność” bywała zerowa. Tu tak nie jest. Świat, który przemierza bohater, jest pełen niespodzianek i umysłowych łamigłówek. Wydaje mi się, że balans pomiędzy elementami zręcznościowymi, przygodowymi i wymagającymi włączenia dodatkowego “rdzenia” w mózgu jest tu doskonały i powoduje, że gra się przyjemnie, ale też nie za łatwo, dokładnie w punkt, tak jak dobra gra powinna być zbudowana. Nie przyznaję punktów, medali i staram się nie narzucać własnego zdania ponieważ, jak to powiedział ktoś całkiem mądry: o gustach się nie dyskutuje. Powiem tylko tyle, jest to gra niebanalna, wciągająca i ogromnie mi się spodobała. Im dłużej w nią gram tym bardziej się w niej rozsmakowuję i czekam niecierpliwie powrotu mojego Syna z obozu, aby mógł w nią zagrać i podzielić się opinią…hmm…nazwijmy to mniej “bumerską”. 😉
Gra dostępna jest za darmo w postaci obrazu kartridża na stronie Autora: https://bocianu.atari.pl/blog/flob. Co ciekawe dostępny jest także kod źródłowy, więc jeżeli ktoś chciałby napisać wersję chociażby na C64, to nie ma z tym problemu. Wersja kolekcjonerska, którą opisałem, jest wersją płatną, ale w ten sposób wspieramy Autora i otrzymujemy świetny kartridż z opcją zapisu stanu gry i co ciekawe z możliwością wgrywania na niego zaktualizowanego kodu programu (w końcu mamy już XXI wiek). 😉 Jeżeli taka kolekcjonerska wersja Was interesuje to piszcie do “Mq” na adres mq666xx@gmail.com. Mój egzemplarz gry ma jeszcze jeden smaczek, pudełko opatrzone zostało podpisem samego “Bocianu” i takaż to sygnatura granatowym atramentem została przez niego własnoręcznie naniesiona i to w dniu premiery. 🙂 Dodatkowo “Bocianu” dał mi również próbkę szlamu, ale na razie boję się go używać bo nie wiem, czy stosować to doustnie, czy też wcierać, pytanie tylko gdzie… 😉
***
Czas kończyć nasz dzisiejszy wpis, mam nadzieję, że gra Wam się spodobała. 🙂 Życzę udanej niedzieli i dobrego startu w następny wakacyjny tydzień! Osobom na urlopach życzę pięknej pogody i udanego wypoczynku! 🙂
p.s. Szczególnie serdecznie pozdrawiam moją Przyjaciółkę i jej Rodzinę, która przechodzi teraz jeden z trudniejszych życiowych momentów. Kochani nasze myśli są cały czas z Wami!