C64 – nowy komputer dołącza do kolekcji i odzyskuje dawną świetność…
Dotarliśmy do kolejnego weekendu. Pogoda nadal nie daje nam się ogrzać w promieniach Słońca, a nawet jeżeli dotrą one do nas to natychmiast zazdrosny wiatr ściąga ich ciepło z naszych twarzy. Walka w pogodzie trwa, mroźne poranki i zimne wieczory wyraźnie sugerują, że nie czas jeszcze pozbywać się kurtek i szali, a i opony zimowe w samochodach mogą jeszcze chwilę podotykać czerni asfaltu zanim w letni sen mechanicy je ciasno w magazynach ułożą. Przyroda czeka cierpliwie. Jednak pąki niektórych drzew wystrzeliły już uwalniając feerię barw swoich kwiatów, których nektar wabi owady wyczekujące wiosny podobnie jak my. Co dzieje się w ogrodzie? Ptaki otrzymały dodatkowe miejsca do prowadzenia swych dyskusji i gapienia się na psa, którego niezmienna niskoenergetyczna pozycja zwierzęcia stróżującego doskonale wpasowuje się w nowo powstałą rabatę. Karmnik został przesunięty tak, aby dalej można było zatrzymywać chwile z ptasiego spa na elektronicznym nośniku ku wiecznej rzeczy pamiątce. 🙂 A propos zdjęć pamiętam zdanie ze świetnej książki śp. Aleksandra Doby pt. “Na oceanie nie ma ciszy” mówiące o tym, że Olek pomimo całej dostępnej teraz techniki, starał się trzymać zdjęcia w postaci papierowej. Jest w tym sporo racji. Wyobraźcie sobie, iż pewnego dnia tracimy nasze cyfrowe zasoby. Co zostawimy historykom następnych pokoleń? Niewiele. Będziemy raczej dziurą w historii i tylko po skali zniszczeń w przyrodzie będzie można powiedzieć, że musiała tego dokonać rozwinięta cywilizacja, o której niewiele wiadomo. Dlatego może czasem warto wrócić do albumów lub przynajmniej wydrukować nasze najlepsze zdjęcia w postaci łatwo teraz dostępnych książek-albumów ze zdjęciami. Tu nasuwa mi się kolejne pytanie, czy możliwym jest, iż była kiedyś cywilizacja o podobnym, a może i wyższym stopniu rozwoju, która digitalizując wszystkie materiały na swój temat stworzyła sytuację, iż mgła historii zatarła jej istnienie? Nie jest to wykluczone.
Zobaczmy ile lat minęło od początku rewolucji przemysłowej 1760r. – zaledwie 261. Ile wynalazków i technologii zostało od tego czasu opracowanych? Ogromna ilość. Przez niecałe trzy wieki. Człowiek rozumny Homo Sapiens pojawił się 200-150 tys. lat temu. Czy takie 300 lat mogło się zdarzyć? Niewykluczone. Dlatego zarówno nauka jak i historia są tak fascynujące i czasem warto wyjść poza schemat myślenia, pewien paradygmat zaprogramowany w nas przez edukację i otaczający nas świat, zacząć patrzeć inaczej, czasem odrzucić łatwe wytłumaczenia i prawdy serwowane nam codziennie przez atakujący nas zewsząd szum informacyjny. Zobaczmy jak kiedyś wyglądało życie człowieka, czytał on gazety lub książki, rozmawiał aby dowiedzieć się czegoś, miał dużo czasu na rozmyślania, kontakt z przyrodą i z drugim człowiekiem, chociaż na pewno żyło się trudniej bez ułatwień, jakie daje nam dzisiejsza cywilizacja. Powstaje pytanie czy jednak nie było to życie lepsze, bardziej świadome? Dzisiaj dochodzimy do kresu przyswajalności informacji, czytamy często tylko teksty, których przeczytanie zajmuje mniej niż 3 minuty, a w internecie pojawia się już nawet informacja, ile zajmie nam czytanie danego artykułu. Wszystko musi być szybkie, mamy coraz mniej czasu, pędzimy i w tym pędzie zatracamy się. Dlatego czasem zwolnijmy, rozejrzyjmy się wokoło, spójrzmy w niebo, zobaczmy świat w mikro i makro skali, inaczej, tak jak kiedyś, kiedy patrzyliśmy na niego oczami dziecka…
***
Czym dzisiaj się zajmiemy? Na warsztat trafi nowy komputer, który właśnie dołączył do kolekcji, a mianowicie Commodore C64. Co ciekawe maszyna ta nadal jest posiadaczką rekordu Guinessa dla komputera typu desktop z największą ilością sprzedanych egzemplarzy. Ich liczbę wspomniany w jednym z poprzednich wpisów, pochodzący z Łodzi, założyciel Commodore Jack Tramiel szacował na 22-30 mln egzemplarzy. Oficjalne dane Commodore wskazują na 17 mln, natomiast współczesne badania wskazują na liczbę 12,5 mln, która i tak pozwala C64 być rekordzistą w tej dziedzinie. Dla porównania ZX Spectrum osiągnęło wynik pięciu a Atari 8-bit czterech milionów sprzedanych egzemplarzy. Skąd wziął się pomysł rekordów Guinessa? Otóż 10 listopada 1951r. dyrektor zarządzający irlandzkiego browaru Guiness
Sir Hugh Beaver uczestniczył w polowaniu na ptaki nad rzeką Slaney w południowo-wschodniej Irlandii. Po nieudanym strzale doszło do zażartej dyskusji jaki ptak łowny jest najszybszym w Europie i czy jest to siewka złota, czy też pardwa szkocka. Nie mogąc rozstrzygnąć tego problemu za pomocą dostępnych źródeł, doszedł wieczorem do wniosku, iż na pewno jest jeszcze wiele kwestii gorąco dyskutowanych wieczorami w pubach, a nie ma książki, która mogłaby te spory rozstrzygnąć. Jeden z pracowników Guinessa podsunał Beaver’owi dane londyńskiej agencji sprawdzającej fakty prowadzonej przez dwóch braci bliźniaków: Norrisa i Rossa McWhirter’ów.
Beaver zaskoczony wiedzą i skutecznością braci zlecił im opracowanie książki zawierającej fakty i liczby. Po początkowej fazie badań i przygotowań, bracia rozpoczęli pisanie książki, która po 13,5 tygodniach, każdym wypełnionym 90-godzinną pracą, ujrzała światło dzienne. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że powstająca seria stanie się absolutnym best-sellerem i jedną z najbardziej rozpoznawalnych i zaufanych marek na świecie. Do 2019 roku sprzedano 143 miliony egzemplarzy “Księgi Rekordów Guinessa”. A przy okazji, rozwiązując kwestię stojącą u genezy książki, podpowiadam, że najszybszym ptakiem łownym Europy jest siewka złota, której prędkość w locie może dochodzić do 60 mil na godzinę (około 100 km/h) 🙂
Jak zawsze szykujcie aromatyczną filiżankę kawy lub jeżeli ktoś chce szczególnie uczcić osiągnięcie Sir Beavera to inny rodzaj płynu, który jak mawiał naczelnik więzienia Mieczysław Klonisz z filmu “Kiler-ów 2-óch”: – “…zupełnie przypomina ich kawę jak mu zdjąć tę piankę”. 😉 Mam nadzieję, że kanapa lub wygodny fotel stoją w gotowości, a i kocyk się przyda bo tam gdzie pójdziemy, czyli na retro-warsztat temperatury są jeszcze raczej w średnich stanach notowanych wartości, jak to kiedyś w komunikatach hydrologicznych na temat stanu naszych rzek mówiono. 😉 Jesteście gotowi? To startujemy!
***
Przedstawmy naszego dzisiejszego bohatera: komputer Commodore C64 w wersji C. Wersja ta wyróżnia się płaską, nawiązującą do modelu 128 obudową i jasnym kolorem. Niezwykle ciekawą historią Commodore zajmiemy się innym razem, dzisiaj natomiast zobaczmy w jakim stanie jest nasz komputer. Zacznijmy od obudowy, jej wygląd jest bardzo dobry, nie widać mocnych pożółknięć czy uszkodzeń. Z prawej strony maszyny znajdziemy porty joystick’ów, włącznik i gniazdo zasilania:Z tyłu natomiast mamy kilka gniazd będących podstawą rozszerzalności C64 i kontaktu komputera z urządzeniami zewnętrznymi: Obracamy obudowę i wykręcamy trzy wkręty.
Ostrożnie zdejmujemy pokrywę aby nie wyłamać zaczepów:
Ktoś przed nami jednak nie zachował ostrożności i dwa z nich niestety zostały zerwane (ale nie martwmy się w przyszłości naprawimy je):
Kolejny krok to wykręcenie dwóch wkrętów i demontaż klawiatury, która to operacja ukazuje nam metalowe podstawki pod klawiaturę i solidną blachę ekranującą, która pełni też funkcję radiatora dla trzech układów scalonych:
- generatora dźwięku SID 8580,
- mikroprocesora: 8500
- układu graficznego VIC-II w wersji PAL-B: 8565
(o możliwościach tych układów opowiemy sobie innym razem)
Odkręcamy wkręty mocujące ekran i oczom naszym ukazuje się płyta główna w bardzo dobrym stanie, którą oczyszczamy sprężonym powietrzem:
Wymontowujemy płytę komputera, której wersja to: 252311 rev. B, jedna z ostatnich rewizji płyt komputerów C64 o oznaczeniu typu: C64E.
Bliższe oględziny potwierdzają dobry stan płyty komputera, szczególnie dokładnie oglądamy kondensatory elektrolityczne, które wizualnie wyglądają dobrze, natomiast korzystając z okazji spisujemy wartości ich pojemności i dopuszczalnego napięcia pracy, aby je w przyszłości wymienić.
W następnym kroku pokrywamy “Kontaktem U” firmy Termopasty złącza krawędziowe:
Po odczekaniu chwili aby rozpuszczone zostały tlenki i zanieczyszczenia czyścimy złącza pałeczkami bawełnianymi.
Po wyczyszczeniu złącz i gniazd “kontaktem” oczyszczamy ostrożnie płytę komputera alkoholem izopropylowym:
W następnym kroku czyścimy blachy ekranujące, doskonale do tego nadaje się domowy płyn do szyb:
To samo robimy z dolnym ekranem i izolatorem
Czas zabrać się za obudowę, czyścimy ją również naszym domowym płynem do szyb:
Następnie nakładamy warstwę mleczka “Protectant Mat” firmy K2, które odświeży obudowę i dodatkowo zabezpieczy ją przed działaniem promieni UV:
Zostawiamy mleczko na chwilę do podeschnięcia i następnie polerujemy obudowę szmatką z mikrofibry:
Montujemy dolny ekran i izolator:
Wkładamy płytę komputera:
W kolejnym kroku czyścimy płynem do szyb klawiaturę uprzednio przedmuchawszy ją sprężonym powietrzem:
Następnie montujemy górny ekran doginając uprzednio blaszki stykające się z układami scalonymi dla lepszego odprowadzania ciepła (można użyć też dodatkowo specjalnej pasty termo-przewodzącej):
i montujemy klawiaturę podłączając ją do płyty komputera:
Dokręcamy 2 wkręty i klawiatura gotowa:
Podłączamy diodę LED obudowy (warto zrobić zdjęcie przed jej rozłączeniem 🙂 ):
i skręcamy obudowę:
Komputer gotowy:
Zostaje nam “odgermanizowanie” 😉 naszej klawiatury, widać, że przed nami właścicielem był ktoś z kręgu języka niemieckiego. 🙂 Do tego celu idealnym narzędziem jest nakładacz stomatologiczny. 🙂
Niestety zostają ślady po kleju i skalpelu niemieckiego kolegi, które czyścimy alkoholem izopropylowym, a następnie zmywamy mikrofibrą:
Teraz komputer wygląda jak nowy!
Wyczyściliśmy wszystkie elementy, dokonaliśmy inspekcji wizualnej i powróciliśmy do klawiatury z układem QWERTY. Nadszedł czas aby przetestować komputer podłączając do niego zasilanie. Tę operację zostawmy sobie jednak na jeden z najbliższych weekendów.
***
Czas kończyć dzisiejszy wpis, życzę Wam udanego weekendu i dobrej pogody na przyszłotygodniową majówkę! Miejmy nadzieję, że wreszcie wiosna zagości w pełni i będzie można porządnie wygrzać się oraz nasycić promieniami Słońca. Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie o weekendowym spacerze. 🙂